Strona główna > FFT Stats Zone, Premier League > Premier League do taktycznej tablicy – 5. kolejka

Premier League do taktycznej tablicy – 5. kolejka

Po chwili przerwy, wracam na blogu z serią wykresów taktycznych. Dziś na rozkładówkę trafiają: płynna zmiana systemu Villas-Boasa, odrodzenie Victora Anichebe, znaczenie Rickiego Lamberta dla Southampton i „popsuty” Gervinho. Zapraszam!

1. Powrót do postaw

Metamorfoza Bale’a symbolizuje zmiany Tottenhamu

W meczu Liverpool-Manchester United losy zmieniła czerwona kartka Jonjo Shelveya, w przypadku Tottenham-QPR była to zmiana taktyki Andre Villas-Boasa. Koguty zaczęły w standardowym w tym sezonie 4-2-3-1, ale w obliczu problemów ze zdrowiem obrońców do tylnej formacji został przesunięty Gareth Bale. Walijczyk symbolizował trudności w kreacji ataku Tottenhamu, który był przewidywalny i oddał QPR inicjatywę w środku pola.

W przerwie, z wynikiem 0:1 w bagażu, Villas-Boas postanowił odwołać się do taktyki 4-4-1-1. Nie wahał się cofnąć w czasie i postawić na ustawienie żywcem wyjęte z książki poprzednika, Harry’ego Redknappa.

Skutki najlepiej widać po przywoływanym Bale’u. W pierwszej połowie cofnięty Walijczyk dostawał piłkę do nogi w okolicach środka. Po roszadzie taktycznej koledzy podawali Bale’owi na dobieg, aby maksymalnie wykorzystał wrodzoną szybkość.

Tottenham ciągle nie był zupełnie przekonywujący i potrzebował szczęśliwego gola samobójczego. Ale przynajmniej w formacji 4-4-1-1 sprawniej wyprowadzali ataki i mieli większą szerokość gry. To tylko dowodzi, że Villas-Boas nie jest już uparciuchem z Chelsea, który stawia na swoje niezależnie od całego otoczenia. Kiedy trzeba, potrafi odwołać się do nowego pomysłu, a wręcz wyciągnąć go ze stylu Kogutów z zeszłego sezonu.

2. Z cienia Jelavicia

Przełom dla Anichebe?

Kariera Victora Anichebe w Premier League to długa historia kontuzji i rehabilitacji. Jednak w obliczu urazu Nikicy Jelavicia, to właśnie Nigeryjczyk dostał zadanie zastąpienia superstrzelca z Chorwacji. Jeśli to miało powstrzymać pokaźnie rozpędzony Everton… cóż, nie udało się.

Siłą The Toffees w tym roku jest kapitalna współpraca Stevena Pienaara i Leightona Bainesa na lewej stronie. Taki układ wspaniale wpisuje się w mocne strony Anichebe. Na wykresie da się dostrzec, że silny napastnik z Nigerii wykazywał tendencję do ruchów w lewo podczas rywalizacji ze Swansea. Anichebe szukał korytarzy między bocznym obrońcą Angelem Rangelem (ofensywnie nastawiony) i Garry’ego Monka (niezbyt mobilny 33-latek). Tam łączył ataki z Pienaarem i Bainesem.

Świetnie się obawia się to po wykresach strzałów – każda z 10 prób miała swoje źródło po lewej stronie. Przeładowanie właśnie tej flanki było jedną z przyczyn rozbicia Swansea na Liberty Stadium (poza piorunującą siłą fizyczną napastników The Toffees, znacznie ponad możliwości Łabędzi).

3. Mister Southampton

Człowiek-orkiestra u Świętych

Rickie Lambert wkraczał do Premier League z zasłużoną opinią kapitalnego egzekutora. Niech świadczą o tym ostatnie sezony, w których nie potrafił zejść poniżej 20 goli w lidze na rok. Lambertowi nie robi żadnej różnicy czy strzela w League One, czy w Premier League (w tym sezonie już 4 bramki w 5 meczach).

Jednak nazywanie go typowym lisem pola karnego i człowiekiem skupionym wyłącznie na polu karnym jest zupełnie bezpodstawne. Lambert stanowi kluczowy element trybików ofensywnych Świętych. Po lewej stronie wykresu można dostrzec podania skierowane do niego podczas wygranego meczu z Aston Villą. Z miejsca widać, jak magnetycznie Lambert przyciąga długie zagrania. Świetnie radzi sobie z przyjmowaniem długich piłek, czym ułatwia Southampton szybkie przenoszenie akcji do przodu. Tak efektywny napastnik grającymi plecami to skarb. Ale to nie wszystko.

Po prawej stronie widnieją podania wykonane przez Lamberta. Choć te strzałki na pierwszy rzut oka nie wyglądają zbyt efektownie, trzeba podkreślić, że 30-latek ma dobre oko do wypuszczania kolegów na wolne pole. Ma dość niski procent skutecznych zagrań, ale wynika to posyłania podań na wysokim ryzyku.

4. Głową w mur

Stary, zły Gervinho

Arsenal zrobił wszystko, aby wyszarpać zwycięstwo w jaskini lwa – Etihad Stadium. Kanonierzy zaszokowali Manchester City swoimi ekspresowymi kontrami. Z drugiej strony obrzydzali życie mistrzów Anglii przez świetne czytanie ich podań (sam Per Mertesacker zaliczył 7 przechwytów).

Londyńczycy wygraliby, gdyby odrobinkę dokładniejszy był Gervinho. Atakujący z Wybrzeża Kości Słoniowej błysnął ostatnio przeciwko Southampton, dlatego menedżer Arsene Wenger dał mu szansę z City. Jednak zamiast spodziewanych czarów, Gervinho przypomniał karykaturę zawodnika z poprzedniego starcia.

Obnażają go statystyki. Z aż 12 prób dryblingu, tylko 33% okazało się udanych. Co więcej, Gervinho przegrał wszystkie pojedynki w najgroźniejszych strefach. Odpowiedzialny za niego po lewej stronie Pablo Zabaleta nakrył go czapką i nie pozwolił poszaleć.

Gracz Arsenalu wciąż potrafił znaleźć się we właściwym czasie do oddawania groźnych strzałów. Niestety dla Kanonierów, Gervinho fatalnie pudłował w wybornych okazjach – najlepszą zepsuł tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego.

  1. puni91
    27/09/2012 o 19:49

    Obrona City taki znowu murem nie była, skoro Gervinho do tylu dobrych sytuacji doszedł. A że nie strzelił, to inna sprawa. Z 13 prób dryblingu udały mu się 4, czyli 33. Proszę poprawić. Pozdrawiam.

    • 27/09/2012 o 20:09

      Dzieki za sluszna uwage. To faktycznie 33%, widac humanistyczna dusze:)

      Tyle, ze o solidnej obronie to pisalem w kotekscie Arsenalu. O City pochwalilem jedynie Zabalete, ktory solidnie uprzykrzyl zycie Gervinho. Obrona City taka zlota juz nie byla jak jej jeden z ludzi

  1. 14/11/2012 o 17:58

Dodaj odpowiedź do puni91 Anuluj pisanie odpowiedzi