Strona główna > FFT Stats Zone, Premier League > Smutne Łabędzie, biedni ich fani

Smutne Łabędzie, biedni ich fani

Nie jestem psychologiem sportowym, jednak nie uwierzę, że absolutne baty 0:5 na tydzień przed najważniejszym meczem w historii klubu to dobre przygotowania. Swansea i Michael Laudrup sami sobie zgotowali ten los. Żal tylko kibiców z Walii, którzy pofatygowali się na Anfield, aby zobaczyć poddaństwo swoich idoli.

Oglądanie takiego meczu to żadna frajda. Przeżyłem to samo w 2007 roku, gdy za Liverpoolem pojechałem do Londynu na starcie z Fulham. Piłkarska wyprawa życia skończyła się tym, że menedżer oszczędzający piłkarzy (wtedy przed finałem Ligi Mistrzów) wysłał na plac gry 11-stkę: Reina – Arbeloa, Paletta, Hyypia, Insua – Pennant, Xabi Alonso, Sissoko, Gonzalez – Fowler, Bellamy. Zapomnijcie o Gerrardzie, Carragherze, Aggerze, Mascherano. Liverpool poddał się i przegrał 0:1, choć cztery dni wcześniej rozprawił się z Chelsea w półfinale Champions League. Skąd Rafael Benitez mógł wiedzieć, że młody Polak pierwszy (jak dotąd jedyny) raz oglądał swoich idoli. Swój finał później przegrał (1:2 z Milanem).

W niedzielę gdzieś na Anfield mógł zaplątać się podobny do mnie fan Swansea. Ten, który wybrał się do Liverpoolu w oczekiwaniu na spektakl życia, a dostał komedię pomyłek. Menedżer Michael Laudrup (którego chwaliłem we wcześniejszym wpisie) dokonał aż siedmiu zmian w porównaniu do wygranego tydzień wcześniej meczu z QPR (4:1). Swoje minuty dostali gracze incydentalnie wąchający murawy Premier League (wyróżnieni podkreśleniem). Dużo okazalej prezentowała się ławka rezerwowych Łabędzi.

Siedem zmian Swansea

Siedem zmian Swansea i kompletne rezerwy w akcji

Laudrup też z tyłu głowy miał swój wielki finał. 24 lutego zabiera Swansea na Wembley, gdzie będzie przytłaczającym faworytem starcia z Bradford o Puchar Ligi. Ale jego przygotowania nie przejdą raczej na karty poradników motywacyjnych.

Koszmar„, „zostaliśmy zarżnięci„, „winni są wszyscy” – mówił po meczu duński menedżer. Jego rezerwowi stanowili tylko białe tło do machiny ofensywnej Liverpoolu. Zaangażowani piłkarze drugiego planu dostali solidnie po uszach. To nie wpłynie najlepiej na ich wiarę we własne siły. Zmiennicy przecież zmarnowali okazję. Pokazali, że stanowią grupę o klasę gorszą od kolegów z pierwszej jedenastki. 

Laudrupa czeka teraz psychologiczna gra, aby podnieść nosy spuszczone na kwintę. Podobnej pracy nie musi wykonywać Brendan Rodgers. Rozmontowany na własne życzenie zespół Swansea stanowił najlepsze lekarstwo na kaca po porażkach z West Bromwich (0:2, mimo dominacji) i Zenitem (0:2, po pudłach Luisa Suareza).

Przed niedzielą Liverpool nie strzelił nawet bramki Łabędziom w trzech ligowych grach, od momentu  zeszłorocznego awansu rywali  do ekstraklasy. Dodatkowo wcześniej w tym sezonie przegrali 1:3 na Anfield na drodze Swansea do finału Pucharu Ligi. The Reds nie pokonali wcześniej ekipy z górnej połówki tabeli. Te wspomnienia wkrótce miały się zatrzeć.

Liverpool rzucił się na Swansea wysokim pressingiem, którym zupełnie odebrał gościom szansę na dłuższe wymienianie podań. Zakłócona równowaga w ekosystemie Łabędzi, z uwielbieniem przywiązanych do krótkich zagrań, zupełnie wybiła ich z rytmu. Gra toczyła się niemal wyłącznie pod bramką Michela Vorma. Holender musiał się narobić. The Reds w samej pierwszej połowie oddali 22 strzały (rekord sezonu). Do końca spotkania dobili do 35 uderzeń, przy trzech próbach przeciwników. Statystyka strzałów często plecie bzdury, ale tym razem podała bolesną dla Swansea prawdę.

Porażająca różnica w strzałach

Plan gości ograniczył się do nieudolnych prób wyrzucania dalekich piłek w kierunku Itaya Shechtera. Nigdy nie wszedł w życie. Nawet kontry wychodziły im jak ciasta kobietom podczas „ich trudnych dni”. Wszelkie nadzieje porzucili już w 20 sekund po rozpoczęciu drugiej połowy, gdy gospodarze przyłożyli im po raz drugi.

Co innego Liverpool. Porównanie meczu ze Swansea i West Bromem/Zenitem pokazały jak wielką różnicę w zestawieniu The Reds robi Daniel Sturridge (nieobecny w dwóch poprzednich grach). Anglik znów rozciągał defensywę rywali. Atakował od prawej strony, wykorzystując ofensywne zapędy Bena Daviesa. Ciągle balansował na linii spalonego, aby wybiegać na prostopadłe zagrania z głębi pola. Sturridge świetnie się ustawiał i miał mnóstwo okazji do uderzeń (osiem w całym meczu). Jednak ciągle przegrywał pojedynki z Vormem lub strzelał obok. Świetny mecz skończyłby bez zasłużonego trafienia, ale dobroduszny kapitan Steven Gerrard oddał mu egzekwowanie drugiego rzutu karnego.

Ze Strurridgem jeszcze lepszy jest Suarez. Im dłużej przyglądam się tej współpracy, tym mniej chcę oglądać Urugwajczyka na pozycji wysuniętego atakującego. On swoją ciepłą przystań znajduje między liniami rywala, tam gdzie można pobawić się rozegraniem. Suarez klecił akcje z niezwykłą swobodą. Swoimi ruchami zabierał z pozycji stoperów Swansea, a na to miejsce wskakiwali Sturridge lub Philippe Coutinho (patrz drugi gol). Skończył z golem, ośmioma kluczowymi podaniami, asystą i owacją na stojąco całego Anfield. 

Suarez najlepiej sprawdza się jako rozgrywający

Paradoksalnie, największe zadowolenie Rodgers czerpał nie z talentów w ofensywie (najwięcej goli w Premier League w 2013 roku), a czystego konta. Faktycznie, obrona Liverpoolu nagrzeszyła ostatnio niemożebnie.

Sezon obu rywali zdefiniują puchary, a nie starcia ligowe. The Reds muszą gonić za Zenitem, bo za Ligę Mistrzów już na 95% za późno (przed niedzielą tracili do Tottenhamu 12 punktów – tyle samo co City do Manchesteru United – tych przekreśliłem już tydzień wcześniej). Swansea skupia swoje siły na Pucharze Ligi. Niedzielne spotkanie na Anfield w normalnych warunkach nie miałoby większego znaczenia. Jednak odpuszczenie tego meczu, a co za tym idzie: a) słabe nastroje w szatni, b) wybicie Michu i spółki z rytmu meczowego może odbić się czkawką Laudrupowi i jego podopiecznym.

P.S. Liverpoolowi na osłodę zostanie „tiki-taka z Merseyside” zaprezentowana przy trzecim golu.

http://www.dailymotion.com/video/xxktki_new-movie-movie_sport?start=5#.USI5iaV0lvA

  1. krzywy
    19/02/2013 o 00:32

    Niech sie w Swansea ciesza, ze z dycha w plecy nie wracaja, bo piach grali kompletny od poczatku do konca.

    • 19/02/2013 o 08:25

      Laudrup tlumaczyl, ze kiedys dokonywal juz masowych zmian, ale nie bylo tak zle. Ale sam na siebie spuscil to ryzyko. Mimomto goraco zycze im Pucharu Ligi, bo kluby takie jak Swansea, z wizja i ciagloscia w zarzadzaniu powinny byc za to wynagradzane.

  2. krzywy
    19/02/2013 o 20:41

    Ponoc pieniadze zarobione na transferach zainwestowali w rozbudowe trybun i poprawe osrodka treningowego. Kilka klubow mogloby sie od nich uczyc zarzadzania i ruchow na rynku trasnsferowym. Poza tym pokazuja, ze nie tylko dluga pilka na wieze z przodu mozna w Anglii wygrywac mecze. Chwala Labedziom:-)

    • 20/02/2013 o 11:16

      Rok temu pobili swoj rekord transferowy kupujac Danny Grahama za 3,5 mln funtow. Rok pozniejnsprzedali go do Snderlandu za 5, zastepujac go Michu za 2 mln. Za ile pojdzie Hiszpan trudno zgadywac, ale dwucyfrowka jest wiecej niz prawdopodobna.

      Swoje rekordowe tranfery teraz zamkneli w 5 mln funtow wybierajac pilkarzy z klubow Ligi Mistrzow: Ki i Pablo Hernandeza. Dlatego brawo, brawo, brawo. Ale nie robcie wiecej takich jaj jak na Anfield

  1. No trackbacks yet.

Zostaw komentarz