Strona główna > Premier League > I ♥ Premier League

I ♥ Premier League

„Miłość rośnie wokół nas” zaśpiewają fani Króla Lwa. Wraz z pierwszą kolejką Premier League w większości miejsc panuje atmosfera optymizmu, nadziei i ekscytacji. Miesiąc miodowy trwa w pięciu z sześciu miejsc, które najbardziej nastawiały się na słodki sezon.

Sceneria pod komedię romantyczną (bez Hugh Granta!)

Nowe koszulki, piłkarze, trenerzy, stadiony, beniaminki, kilka powrotów – jak tu nie kochać początku sezonu? Najbardziej błogo jest oczywiście w okolicach Stamford Bridge, gdzie pierwsza kolejka stanowiła… finisz komedii romantycznej „Jose i Chelsea”. Ta zaczęła się w 2004 roku od mistrzowskich wzlotów, bojach w Europie w towarzystwie The Special One. Później, jak w tradycyjnym scenariuszu takiej komedii, przyszedł czas zwątpienia, rozstania (2007) i szukania nowych kochanek (kolejni trenerzy w Chelsea, Inter/Real dla Mourinho). Aż wreszcie bohaterowie opowieści spostrzegli, że żyć bez siebie nie mogą. W atmosferze święta, aplauzu i wyznań uczuć Jose wrócił do na swoje niebieskie pole w Londynie. Teraz, po happy endzie, zaczyna się druga część filmu – „Druga szansa Jose i Chelsea”.

Pięknie wystrojony Portugalczyk wystawił do pierwszego składu swoich dawnych liderów Franka Lamparda (cóż za spłata kredytu zaufania!) i Johna Terry’ego. Wszystko w 10. rocznicę przejęcia Chelsea przez uśmiechniętego po uszy Romana Abramowicza. Święto trwało jeszcze całą pierwszą połowę z Hull Tigers, gdzie The Blues niesieni genialną linią ofensywnych pomocników (mówiłem o Kevinie De Bruyne!) spokojnie załatwili sobie bilet po pierwsze trzy punkty. Nawet menedżer rywali Steve Bruce dał się ponieść atmosferze święta z okazji powrotu Boga Stamford Bridge. Choć sam Mourinho, przytłoczony miłością fanów, każe im teraz skupiać się na zawodnikach, tak wyposzczeni fani Chelsea raczej nie poprzestaną na swoich wyznaniach miłości względem Jose.

Jeszcze przyjemniej i łatwiej na dzień dobry z nowym klubem miał Manuel Pellegrini. Z takim błyskiem i polotem, niemalże ocierającym się o sportową perfekcję, Chilijczyk z łatwością załagodzi Manchesterowi City bolesny rozwód z Roberto Mancinim. Pellegrini ożywił nieco system gry (4-4-1-1 zamiast 4-2-3-1 + miejsce dla tradycyjnego skrzydłowego rozszerzającego grę). Przede wszystkim zaś tchnął nowego ducha w Edina Dżeko. Bośniak gola nie zdobył, mimo że był pioruńsko blisko. Ale jego swoboda i łączenie ataków City każe sądzić, iż Dżeko może z całego serca pokochać ten nowy sezon – nawet mimo piekielnej konkurencji o miejsce w składzie.

Na otwarcie tej kolejki w Liverpoolu mnóstwo powodów do zakochania pokazali obaj bramkarze Simon Mignolet (cóż za wejście. Zeszłoroczny Liverpool z pewnością zremisowałby ten mecz i wszedł w sezon pełny rozczarowań) oraz Asmir Begović (najlepszy bramkarz z klubów dolnej połówki tabeli).

Jednak w tej mdłej atmosferze wszechpanującej miłości nie każdy był szczęśliwie zakochany. Taki Arsene Wenger pozostał stały w swoich uczuciach do piłkarzy z zeszłego sezonu, a ci zawiedli go bardzo srogo. Szczególnie licząc od defensywnego pomocnika, przez obrońców, po bramkarza. Kontuzje i zawieszenia teraz maksymalnie zawężają pole manewru Arsenalu. Zapowiada się piekielnie trudny początek. Teraz Kanonierzy ruszyli w pośpiechu na zakupy. Już oferują 10 mln funtów za Yohana Cabaye’a (bez wrażenia na Newcastle). Ale, jak stwierdził Gary Neville w Sky Sports, jest już znacznie za późno na gwałtowne wzmocnienia. Co stało na przeszkodzie w złożeniu oferty za Francuza już w lipcu? Panika transferowa Arsenalu (podobna jak w 2011 roku z czterema transferami na ostatni gwizdek) przypomina sytuację, gdy mąż zdradzający po raz 100, widzący rozpaczającą i grożącą mu żonę, próbuje nadrobić to zasypywaniem ją kwiatami i obietnicami zmiany. Ale po tygodniu cud-związku, wygładzeniu sytuacji, mąż poznaje biuściastą 17-stkę, która gwałtownie obniża notowania żony. Czyżby na Emirates miarka się już przebrała?

Wengera mógłby pocieszyć transfer kogoś z nazwiskiem pokroju Wayne’a Rooneya – kolejnego z wielkich nieszczęśliwych początku sezonu. Po drugim żądaniu transferu Roo został sam. Niezbyt ucieszył się z pierwszego gola swojego klubu na piękny początek pracy Davida Moyesa. Później wszedł, grał dobrze, ale i tak całą chwałę zgarnęli autorzy dwóch goli. Podczas, gdy reszta składu cieszyła się razem, Rooney na jednym z symbolicznych zdjęć szedł w pojedynkę.

Dawny kompan, Robin van Persie, znalazł sobie nowy, młodszy (czy lepszy?) model w Dannym Welbecku, którego ekspert od angielskiej taktyki Michael Cox typuje na sensację tego sezonu. Związek RVP z Welbeckiem nie ma tego bagażu problemów, dążenia o prymat. Hierarchia jest jasna i początki współpracy bardzo obiecujące. Czy Rooney w takich warunkach odzyska serca fanów i kolegów z Old Trafford?

  1. Robespierre
    21/08/2013 o 20:06

    Proponuje mówić i pisać Hull City, nie dajmy się ponieść fanaberii właściciela klubu. W ten sposób możemy okazać szacunek dla tradycji angielskiej piłki, którą jakiś gość chce zmieniać swoimi pieniędzmi.

    • 21/08/2013 o 21:59

      Problem jest mniejszy, gdy Hull faktycznie ma przydomek Tigers, a nie jest to szatuczny wytwor. Mnie nie razi, a faktycznie ich wyroznia bardziej jak City

  2. 25/08/2013 o 01:52

    WBA rewelacja nowego sezonu…widziałem wiele meczów tej drużyny w zeszłym sezonie i nie wiem skąd ten typ. Przede wszystkim brakuje strzelca, Clarke lubi grac defensywnie, w zeszlej kampanii miał zawodnika który potrzebował pół sytuacji do strzelenia gola. Vydra czy Anelka to zupełnie innego profilu piłkarza. Sam sposób, poziom gry West Bromu nie budzi zaufania, oni mają ogromny problem z utrzymaniem się przy piłce, kreowaniem szans bramkowych, nawet ta chwalona powszechnie defensywa monolitu nie stanowi. Serio, ta prognoza jest z kosmosu, tu mi bardziej pachnie walką o utrzymanie.

  3. sebastianf
    26/08/2013 o 10:26

    Witam, witam…
    Po wakacyjnym odpoczynku staje do boju… 😛
    Trochę jestem mądrzejszy po drugiej kolejce i eliminacjach LM, więc w skrócie… znowu Arsenal w kryzysie. 😀 Jak jednak widać w „tureckim piekle” kanonierzy wybili Fener Ligę Mistrzów z głowy, a Fulham nie poradziło sobie z pomocą Arsenalu, która grała bez nominalnego defensywnego pomocnika (no bo próby Ramseya na tej pozycji to trochę żart). O meczu z AV nie wspomnę… wystarczy, że sędzia dostał zawieszenie więc to mówi samo przez się…
    No i jak tam… Tottenham. Mistrzowie rzutów karnych…

  1. 27/08/2013 o 11:22

Zostaw komentarz