Juve na tropie weteranów
Sześć lat zajęło Juventusowi wylizanie się z ran po aferze Calciopoli. Stara Dama znów walczy o mistrzostwo Włoch. Wielka w tym zasługa Andrei Pirlo, ściągniętego przed sezonem za darmo z Milanu. Turyńska drużyna szykuje podobne ruchy w tegorocznej sesji transferowej. Juve myśli o wyciągnięciu z Mediolanu kolejnych weteranów – Alessandro Nesty oraz Clerence Seedorfa.
Obdarzony zmysłem wizjonera Pirlo wyciągnął zespół z Turynu na nowy poziom. 32-letni Włoch pociąga za sznurki wszystkich ataków Juventusu. Owocem jego pracy jest pierwsza pozycja Bianconeri w ligowej tabeli. W przyszłym roku ekipa z miasta Fiata znów zagra w Lidze Mistrzów. Występy w najlepszych europejskich rozgrywkach wymagają poważnych wzmocnień.
Mistrzowskie doświadczenie
Nesta i Seedorf na Lidze Mistrzów zjedli zęby. Pierwszy wygrywał turniej dwa razy, drugi puchar podnosił aż czterokrotnie. Obu latem skończą się kontrakty z Milanem, dlatego do Turynu mogliby przyjść, tak jak Pirlo, bez wydawania złamanego euro na kwoty odstępnego.
Pirlo przyznał w wywiadzie dla Sky Italia, że rozmawiał z Nestą o możliwości transferu do Juventusu. – Nesta u nas w następnym sezonie? Poruszyliśmy ten temat, ale to prywatne sprawy. On teraz gra w wielkim zespole i decyzję co do przyszłości podejmie po skończeniu sezonu – stwierdził Pirlo.
Turyńska gazeta La Stampa zauważa, że zażyłe stosunki piłkarzy nawiązane w Milanie i reprezentacji Włoch mogą wpłynąć na decyzję Nesty. 36-letni obrońca po przegranym dwumeczu Ligi Mistrzów z Barceloną zasugerował, że jego kariera na San Siro wydaje się dobiegać końca.
Conte nie wyklucza, Marotta zaprzecza
Trener Juventusu Antonio Conte pytany przez Tuttosport o Nestę i Seedorfa odpowiedział dyplomatycznie: – Nie wiem jak będzie, ale to świetni zawodnicy. Choć oni dobrze się czują w swoim dotychczasowym klubie. Jak dotąd zespół z Turynu oficjalnie nie rozmawiał z Milanem o ściągnięciu włosko-holenderskiego duetu. Dyrektor Juve Giuseppe Marotta odciął się od prasowych spekulacji.
Mimo wszystko Bianconeri pozostają faworytami do pozyskania stopera i pomocnika . Pirlo odszedł z Milanu, gdyż na zabój potrzebował nowych wyzwań. Świeże otoczenie może skusić także Nestę i Seedorfa, którzy w Mediolanie są już od dekady. Tylko czy w ich nogach jest jeszcze wystarczająco dużo sił na grę o najwyższe cele w Turynie? Juventus przy zakontraktowaniu tej dwójki ryzykuje niewiele, a może zyskać doświadczenie ludzi, którzy w piłkarskim świecie widzieli i powygrywali wszystko.
Alessandro Nesta w ostatnim tygodniu zaprzeczył plotkom o odejściu do Juventusu. Przyznał jednak, że prawdopodobnie opuści Milan. Jaka będzie ostateczna wersja zdarzeń – przekonamy się latem 2012.
Artykuł ukazał się w drukowanej wersji tygodnika „Tylko Piłka”, nr 15/2012, s.6.
Genialny Szwed inspiruje na piłkarskiej La Scali
Dziś hit sezonu Serie A – Milan vs Juventus. Wielkim nieobecnym będzie Zlatan Ibrahimović, któremu poświęciłem ostatnio kilka zdań w tygodniku Tylko Piłka.
Zlatan Ibrahimović nie uznaje żadnych reguł w świecie futbolu. W autobiografii potrafi zrównać z błotem Pepa Guardiolę, w którym Barcelona znajduje obiekt kultu. Teraz, już na boisku, postanowił podważyć sens pracy Arsene Wengera w Arsenalu. Jego nadludzkie wyczyny na San Siro praktycznie wepchnęły już Milan do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
– Jestem tu półtorej roku. To prawdopodobnie najlepsze nasze spotkanie rozegrane jako kolektyw – Ibrahimović rozpływał się nad postawią Rossonerich w potyczce z londyńskim przeciwnikiem.
Szwedzki gwiazdor kilkoma genialnymi machnięciami buta zerwał przypinane mu etykietki. Ibrahimović nie sprawdza się w fazie pucharowej Champions League? Blednie w rywalizacji z angielskimi mocarzami? Te poglądy można wymazywać z zakątków pamięci.
Feralny miesiąc
Niewiele wskazywało na to, że Szwed przełamie złą passę. Ibrahimović regularnie zawodził w lutym. W ostatnich pięciu latach jego drużyny czterokrotnie traciły szansę na triumf w Lidze Mistrzów podczas najkrótszego miesiąca roku. Aż trzy razy Ibrahimovicia zatrzymywały ekipy z Wysp Brytyjskich. Sam napastnik wyraźnie obniżał loty. Zwykle do strzelenia gola potrzebował średnio dwóch meczów. W lutym do siatki trafiał raz na trzy spotkania.
W tym sezonie miesiąc zapowiadał się jeszcze gorzej. Zlatan ani razu zdobył bramki. Niepokorna dusza gwiazdora przyczyniła się dodatkowo do zawieszenia w Serie A. Ibrahimović spoliczkował Salvatore Aronicę z Napoli. Włoska federacja wyceniła ten wybryk na trzy mecze zawieszenia. Szweda zabraknie w decydującym o tytule mistrzowskim pojedynku przeciwko Juventusowi.
Angielska ofiara
Tym bardziej niespodziewana była wirtuozeria Ibrahimovicia przeciwko Arsenalowi. Szwed przejął batutę i dyrygował mediolańską orkiestrą w rywalizacji z klubem Premier League i to w decydującej fazie europejskich pucharów.
Zlatan poprzestawiał każdego z trzech zmagających się z nim stoperów. Przy bohaterze Milanu Thomas Vermaelen zaliczył swój najgorszy występ w barwach Kanonierów. Rezerwowy Johan Djourou został wkręcony w ziemię i musiał uciekać się do faulu w polu karnym. Poszkodowany Ibrahimović sam wymierzył sprawiedliwość z „jedenastki”, a potem z otwartymi ramionami przyjmował wyrazy uwielbienia od kibiców siedzących na Curva Sud – trybunie fanatyków Rossoneri.
Nad natchnionym występem Szweda piały niechętne mu dotąd brytyjskie media. – Ibrahimović był siłą natury, punktem podparcia drużyny, która zraniła nieopierzonych pretendentów do europejskiej korony – poetycko pisał Daily Telegraph. Okazja do pochwał była wyjątkowa. Zlatan po raz pierwszy w karierze wygrał z angielskim klubem.
Również Milan wyrównał rachunki z przedstawicielami Premier League. Trzy lata z rzędu Rossoneri żegnali się z Ligą Mistrzów w 1/8 finału, za każdym razem ulegając wyspiarzom – Arsenalowi, Manchesterowi United i Tottenhamowi. Teraz tylko cud może zatrzymać ekipę Massimiliano Allegriego przed sforsowaniem angielskiej przeszkody. Rewanż na Emirates wydaje się formalnością.
Transfer Ibrahomovicia gwarantował zwykle zdobycie mistrzostwa kraju. Szwed osiem razy z rzędu wygrywał ligę dla pięciu klubów w Holandii, Hiszpanii i Włoszech. Jeśli kontrowersyjna gwiazda Milanu przełamie klątwę Ligi Mistrzów, dołączy do wąskiego grona najwybitniejszych kopaczy w historii futbolu. Sukces będzie jeszcze okazalszy, gdy po drodze wyrówna rachunki z Barceloną Guardioli.
Artykuł ukazał się w drukowanej wersji tygodnika „Tylko Piłka”, nr 8/2012, s. 12.
Pirlo – wyrzut sumienia AC Milan
Wyścig o mistrzostwo Włoch dotyczy dwóch koni – Juventusu i Milanu. Turyńczycy znów liczą się w gonitwie po scudetto dzięki fatalnej decyzji włodarzy Rossonerich. Mediolańczycy bez żalu pożegnali się z Andreą Pirlo, który rządzi teraz Juventusem. Strata 32-latka jest wielkim grzechem Milanu.
24. kolejka Serie A – Juventus podejmuje Catanię. Sycylijski klub sensacyjnie obejmuje prowadzenie. Nie na długo. Dokładny co do centymetrów strzał Pirlo z wolnego wyrównuje stan rywalizacji. Włoch nadaje ton rozegraniom Starej Damy, wkrótce notuje dwie asysty. Bianconeri wygrywają 3:1 i Milan znów czuje za sobą oddech z Turynu.
Rywalizacja z Catanią nie stanowi wyjątku. Pirlo to centralna postać armii Antonio Conte już od pierwszego kroku w Turynie. W biało-czarnej koszulce ma na koncie już siedem asyst. W Mediolanie nie widziano dla niego miejsca…
Koniec przygody w Lombardii
– Czy mam nadzieję, że Milan pożałuje mojego odejścia? Tak – mówił Pirlo po rozwiązaniu umowy na San Siro.
Teraz Rossoneri mają co rozpamiętywać. Trener mediolańczyków Massimiliano Allegri nie widział 32-latka w swoich planach. Wolał stawiać na defensywnych pomocników, którzy zapewnią stalowe zabezpieczenie obrony. Dlatego przed tylną formacją Milanu ustawił twardego, choć słabszego technicznie Marka van Bommela.
Pirlo nie pasował do koncepcji taktycznej Allegriego, dlatego grywał coraz mniej. Gdy jego kontrakt na San Siro skończył się latem 2011 roku, zarówno klub i zawodnik zdecydowali się obrać nowe ścieżki. Wypuszczenie 32-latka wydawało się logiczne. Po co inwestować w zawodnika, który już się nie rozwinie, a inne zespoły nie zapłacą dużych pieniędzy na ściągnięcie zaawansowanego wiekowo pomocnika? Otwartą furtkę do ściągnięcia piłkarza wykorzystał Juventus i jego działacze trafili idealnie. O dziwo, pomimo serii imponujących meczów w Serie A, Milan nie żałuje podjętego kroku.
– Pirlo to mistrz i ma świetny sezon. Na naszą decyzję o rozstaniu miał wpływ między innymi czynnik ekonomiczny – wyjaśniał Allegri. – W Turynie znalazł nową motywację, która zanikła po 10 latach w Milanie. Nigdy nie podważaliśmy jego zdolności. Czasem w życiu potrzeba zmiany – dodał w wywiadzie dla RTL.
Błędem Rossonerich było niedostarczenie Pirlo nowych wyzwań. Skoro nadal wierzono w jego piłkarskie umiejętności, dlaczego nie postawiono przed piłkarzem świeżych, motywujących celów i perspektyw?
Złoty strzał Juventusu
Wyobraźnię włoskiego piłkarza potrafiono rozpalić w Turynie. Juventus nie dbał o metrykę Pirlo. Zaoferował mu niespotykany u 30-latków, aż trzyletni kontrakt. Arsene Wenger z Arsenalu nawet największym gwiazdom po trzydziestce odmawia dwuletnich umów. Jednak działacze Bianconerich podjęli ryzyko i mogą cieszyć się ze skutków tej decyzji.
– Gracz z jego umiejętnościami, który przyszedł za darmo. Myślę, że to transfer stulecia – Gianluigi Buffon ocenił pozyskanie 32-letniego pomocnika.
Oprócz zawodnika o unikalnych umiejętnościach, Juventus ściągnął do szatni doświadczenie i mentalność zwycięzcy. Pirlo wygrał przecież mistrzostwo świata w 2006 roku, Ligę Mistrzów i scudetto. Nikt oprócz Alessandro del Piero nie ma w Turynie podobnych osiągnięć.
Marcello Lippi nazwał 32-latka „cichym liderem, który przemawia stopami”. Pirlo daleko od efekciarstwa. Jego mrówcza praca, często nieprzekładalna na gole lub asysty, może uciec uwadze obserwujących. Nie warto dać się zwieźć pozorom. Pirlo to wciąż najdoskonalszy przykład rozgrywającego z głębi pola (ang. „deep-lying playmaker„).
We współczesnej taktyce środek pola ma często kluczowe znaczenie dla przebiegu rywalizacji. Dominacja w pomocy stanowi prostą ścieżkę do osiągania sukcesów. Nie chodzi nawet o czas utrzymywania się przy piłce, a inteligencję w ustawieniu i posyłanie właściwych podań.
Pirlo w Turynie biega tuż przed obrońcami. Jego obszar działania nie obejmuje najbardziej zatłoczonego w rozegraniu rejonu pod polem karnym rywala. Ma zatem dużo miejsca na wybór właściwych rozwiązań. 32-latek stempluje większość ataków Juventusu, zalicza zdecydowanie najwięcej podań w zespole. Jego znak firmowy – dokładne co do centymetra przerzuty – aktywizują skrzydłowych Starej Damy i znacznie przyspieszają rozwój akcji.
Jego słabsze warunki fizyczne oraz przeciętną defensywę niweluje wsparcie partnera z pomocy. Arturo Vidal lub Claudio Marchisio świetnie spisują się w odbiorze. Wcześniej ochroniarzem Pirlo był Gennaro Gattuso. Pracuś i geniusz w środku pola to kombinacja, która wynosi Juventus z powrotem na szczyty Serie A.
– Pirlo to człowiek, który samodzielnie zmienił styl Juve. Teraz Juventus kontroluje przebieg meczu, trzyma się piłki. W zeszłym sezonie mieli problemy z narzuceniem swojej gry przeciwnikom. Latem wystarczyło kilka treningów, aby Pirlo przejął stery w drużynie i wyniki widać od razu – wyjaśniają dziennikarze La Gazzetta dello Sport.
W sobotę Juventus z Pirlo w składzie pojedzie na San Siro. 32-letniego pomocnika czeka emocjonalny powrót na stare, dobrze poznane podwórko. Mecz z Milanem będzie kluczowy dla losów mistrzowskiej gonitwy we Włoszech.
Pirlo okazał się brakującym ogniwem kadry Bianconerich. Jego rola w Turynie jest nie do przecenienia. Allegri może zapewniać, że Milan nie tęskni za byłą gwiazdą, ale jego odejście poważnie skomplikowało życie w Mediolanie. Jeśli Juventus odzyska krajowy tytuł, z Turynu na ręce decydentów Milanu powinien trafić piękny list z podziękowaniami za Pirlo.
Milan jedną nogą w ćwierćfinale LM – analiza taktyczna
Milan z przytupem przełamał klątwę angielskich klubów. Dominacja Rossonerich nad Arsenalem nie podlegała dyskusji od pierwszego gwizdka. Milan zneutralizował wszystkie potencjalne źródła bramek u Kanonierów.
Mistrz Włoch w ostatnich trzech edycjach Ligi Mistrzów żegnał się z turniejem już w 1/8 finału. Za każdym razem na drodze mediolańczyków stawała drużyna z Anglii (Arsenal, Manchester United, Tottenham). Co więcej, wyspiarze za każdym razem zdobywali twierdzę San Siro. Trener Massimiliano Allegri zapowiadał przed środowym meczem, że bramkowe straty u siebie mogą być bardzo bolesne przed rewanżem. Allegriemu udało się zachować czyste konto. Milan przytemperował ofensywne zapędy Arsenalu.
– Postaramy się zaprezentować naszą grę. Pojedziemy i będziemy atakować, tak jak to z pewnością będą robić rywale – zapewniał szkoleniowiec Kanonierów Arsene Wenger. Pomysły na zagrażanie bramce gospodarzy były nietrafione, co stanęło u podstaw bolesnej porażki w stolicy Lombardii.
Formacje początkowe
Spotkanie wielkich europejskich firm było zderzeniem dwóch odmiennych myśli taktycznych. Allegri zdecydował się na ustawienie 4-3-1-2, Wenger zaś na 4-3-3.
Siłą Milanu miał być silnie obstawiony środek pola z Kevinem Prince-Boatengiem łączącym atak z pomocą (trequartista). Zadanie ubezpieczenia linii obrony dostał Mark van Bommel.
Słabością taktyki Milanu jest zwykle zbyt wąskie ustawienie pomocników, a co za tym idzie, duże przestrzenie dla skrzydłowych przeciwnika. Wenger chciał skorzystać z tej szansy. Na bokach obrony umieścił Bacary’ego Sagnę i wracającego po długiej kontuzji Kierana Gibbsa. Obaj mieli wspierać z przodu Theo Walcotta oraz Tomasa Rosicky’ego. Zastanawiającym ruchem było pozostawienie na ławce szybkiego i odważnego Alexa Oxlade-Chamberlaina.
Nierozwinięte skrzydła Arsenalu
Główna broń Kanonierów nie funkcjonowała jednak prawidłowo. Rosicky od początku spotkania wolał zbiegać raczej w centralne sektory boiska. Czech rzadko pojedynkował się z Ignazio Abate. Rosicky często był zmuszany do pracy w defensywie i pomagania Gibbsowi, choć powinno to wyglądać dokładnie odwrotnie.
Z drugiej strony kompletnie bezużyteczny okazał się Walcott. Angielskiego skrzydłowego blisko na swoim radarze trzymał Luca Antonini. 29-letni Włoch przykrył czapką pomocnika Arsenalu. Występ Walcotta okazał się tak bezowocny, że Wenger wycofał go z gry już na początku drugiej połowy.
Bocznych sektorów nie zbawili także obrońcy Sagna i Gibbs. W ich strefy regularnie zbiegali pomocnicy Milanu. Ruchem do linii bocznej przymuszali defensorów Arsenalu do pozostania głęboko na swoich pozycjach.
Jedyną zasługą Walcotta i Rosicky’ego w całym spotkaniu było powstrzymanie ofensywnych zapędów Abate i Antoniniego. Trener Allegri jak ognia bał się szybkich kontr rywali, dlatego nakazał swoim zwykle aktywnym obrońcom maksymalną koncentrację na działaniach z tyłu.
Przestrzeń za plecami obrony
Ograniczenie wpływu skrzydłowych Arsenalu otworzyło Milanowi prostą drogę do przejęcia kontroli nad losami spotkania. Rossoneri mieli co prawda niższe wskaźniki posiadania piłki oraz dokładności podań, ale ich rozegrania miały w sobie o wiele więcej polotu, dynamiki niż ataki rywali.
Milan wygrał dzięki sprawnej współpracy pomocników z napastnikami. Każdy z czterech goli dla włoskiej drużyny łączył w sobie dwa aspekty: 1) Błyskawiczne przejście z obrony do ataku/kontrowanie, 2) wykorzystywanie wysoko ustawionej defensywy Arsenalu.
Kanonierzy mają w tym sezonie wyraźne problemy z bronieniem dostępu do bramki. Arsenal cierpi szczególnie mocno, gdy musi głęboko się cofać.
Milan wykorzystał tę słabość do maksimum. Gracze Allegriego chętnie próbowali górnych przerzutów z drugiej linii w kierunku wbiegających Robinho, Zlatana Ibrahimovicia lub Boatenga. Mediolańczycy sześciokrotnie wpadali w pułapkę ofsajdową, ale balansowanie na krawędzi spalonego przyniosło gole numer 1, 2 i 4. Ibrahomović dodatkowo udanie utrzymywał piłkę na połowie Arsenalu, wcielał się w rolę klasycznego rozgrywającego. Efektem tego dwie asysty przy trafieniach Robinho.
Włoskiej drużynie rewelacyjnie wychodziło też przerzucanie ciężaru gry z jednego skrzydła na drugie. Akcje przenoszone były jednym długim podaniem tuż przed nosami obrońców rywala. Dzięki temu Milan zyskiwał bezcenną przestrzeń na rozgrywanie ataków.
Największym atutem taktyki Rossonerich miało być solidne obsadzenie środkowej strefy boiska. Zagęszczenie środka uniemożliwiło Arsenalowi skuteczną grę prostopadłymi podaniami. Przez większą część meczu zupełnie niewidoczny pozostawał as londyńczyków Robin van Persie.
Trójka pomocników Kanonierów biegała za daleko od siebie, co uniemożliwiało zawiązywanie serii dokładnych podań. Drużynie, która w Premier League zagrywa skutecznie 85% piłek w pierwszej połowie udało się podawać z ledwie 79% celnością.
Zmiany
Po przerwie Wenger od razu zdecydował się przemeblować ustawienie. Za Walcotta wszedł Thierry Henry, który ustawił się jako wysunięty napastnik w formacji 4-4-1-1. Przygaszony van Persie cofnął się na pozycję trequartisty, gdzie miał zdecydowanie więcej miejsca do manewrów. Wenger wycofał też Gibbsa za Oxlade-Chamberlaina. Nastolatek nie błyszczał, ale raz skutecznie zacentrował na głowę van Persiego.
Arsenal miał jedną znakomitą okazję na powrót z zaświatów, gdy szybki atak wolejem kończył holenderski napastnik. Uderzenie van Persiego świetnie bronił Christian Abbiati.
Gospodarze od początku drugiej połowy nastawili się na kontry. Z czterech obiecujących wypadów, dwa zakończyły się trafieniami do siatki Wojciecha Szczęsnego.
Milan nastawił się na obronę korzystnego wyniku i zachowaniu czystego konta. Wyraźnie pomógł w tym bezbłędny Thiago Silva, który dominował w powietrzu i łatał każdą dziurę w defensywie.
Podsumowanie
– Nasze ustawianie się na boisku było wyśmienite i nie pozwoliło rywalom na stworzenie sobie dobrych okazji – powiedział po meczu Allegri i miał stuprocentową rację. Zawężony środek boiska i skuteczna obrona bocznych obrońców wybiła Arsenalowi z ręki wszelkie argumenty.
Milan zaprezentował wyjątkowo bezwzględny futbol. Rossoneri korzystali z przestrzeni za plecami defensywy rywali. Bezlitośnie punktowali londyńczyków w szybkich atakach.
Klęska Arsenalu oznacza w praktyce, że rewanż na Emirates powinien być już tylko formalnością. Kolejny angielski klub pożegna się z Ligą Mistrzów we wczesnej fazie. Honoru Wysp Brytyjskich w elitarnym turnieju bronić będzie już tylko niestabilna Chelsea.
Zlatanie, nie skończ jak Tevez
W minionym tygodniu zatrzęsło ziemią w okolicach San Siro. Zlatan Ibrahimović – lider Milanu, który miał wepchnąć klub z powrotem na szczyty europejskiego futbolu ogłosił, że piłka nożna już mu zbrzydła. Podobne odczucia miał niegdyś Carlos Tevez. Zniechęcony Argentyńczyk po takiej deklaracji szybko stał się „persona non grata” w Manchesterze City. Czy taki wariant grozi Zlatanowi?
Ibrahimović tydzień temu skończył 30 lat. Piekielnie utalentowany Szwed z tej okazji zdobył się na refleksje dotyczące swojej kariery.
– Futbol mnie już tak nie pasjonuje jak kiedyś. Teraz granie stało się rutynową pracą. Wchodzę na boisko, rozgrzewam się, trenuję i wracam do domu. Dawniej zostawałem po zajęciach, bo zawsze było coś do zrobienia – przyznał Ibrahimović w wywiadzie dla Il Corriere dello Sport.
– Zacząłem być zmęczony piłką, nie mam już takiej motywacji. Za młodu mogłem strzelać gole z 40 metrów nawet, gdy mnie coś bolało. Teraz muszę porządnie się rozgrzać przed jakimkolwiek kopnięciem piłki. Starzeję się – zaznaczył 30-latek.
Zlatan zarabia w Milanie dziewięć milionów euro rocznie. Choć to suma dla wielu przekraczająca wszelkie wyobrażenie, nie trudno zrozumieć wypalenie Szweda. Nawet do tak świetnie płatnej pracy ma prawo wkraść się rutyna. Dotyka ona zarówno przeciętnych pracowników biurowych, którzy w kółko wykonują te same czynności, jak i zawodowych piłkarzy. Brak pasji do wykonywanego zawodu to śmiertelny wróg dla poczucia samospełnienia.
Rok temu w tym samym tonie wypowiadał się Carlos Tevez. Zawodnik Manchesteru City tęsknił za rodziną, gdyż nie zaaklimatyzował się na Wyspach Brytyjskich. Tevezowi, podobnie jak Ibrahimoviciowi, spowszechniało uganianie się za piłką.
Dla Argentyńczyka skończyło się to fatalnie. Zażądał transferu z City, ale nie znalazł się na niego kupiec. Musiał zatem wrócić do treningów na Etihad Stadium. Jednak z pozycji największej gwiazdy klubu, czołowego snajpera Premier League, kapitana The Citizens, w tym sezonie skończył jako rezerwowy. Tevez nie walczył o odzyskanie miejsca w składzie i swoje szanse w Manchesterze pogrzebał odmawiając gry w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Bayernowi. Niegdyś idol fanów City został wyklęty w błękitnej części miasta.
Przypadek Teveza może być nauczką dla Milanu jak radzić sobie z niezadowolonym gwiazdorem. Zlatan nie chce natychmiast odejść z San Siro, jednak aby mógł prowadzić Rossoneri do sukcesów musi ponownie odszukać radość płynącą z futbolu.
Sytuację Ibrahimovicia zdążył skomentować już Adriano Galliani. – On nie ma problemów z Milanem. Jestem w stu procentach pewien, że będzie dawał z siebie wszystko po powrocie z meczów reprezentacji. Uspokójmy się i nie dajmy się ponieść emocjom. Zlatan będzie tym, który znów poprowadzi Milan – stwierdził wiceprezydent klubu z San Siro.
Ibrahimović od zawsze był wybitnym indywidualistą. Teraz, jak sam stwierdził, dojrzał i zmienił się. Jego głowę przestała wypełniać tylko piłka. Jak zatem przekonać go do wykrzesania z siebie dawnej iskry?
Od 2004 roku Zlatan co roku występował w podstawowym składzie mistrzów kraju. Szturmem zmiatał tytuły w Ajaxie, Juventusie, Interze, Barcelonie i teraz w Milanie. Brakuje mu jedynie chwały z turniejów międzynarodowych. Rossoneri w kiepskim stylu zaczęli nowy sezon, ale nadal są w gronie faworytów do wygrania Ligi Mistrzów. Zwycięstw Zlatan nie osiągał także z reprezentacją Szwecji. Europejskie triumfy stanowią więc jedyne cele, które mogą ponownie rozochocić Ibrę do wylewania siódmych potów na murawie.
Dla Ibrahimovicia Milan będzie zapewne ostatnim wielkim klubem. 30-latka nie weźmie ani Real, ani Chelsea, ani Manchester United. Sam Szwed zapowiada, że karierę chce zakończyć na topie, a nie jako starzejący się weteran. Tylko sukces w Mediolanie zapewni mu zejście ze sceny w pełni blasku. Inaczej może skończyć wyszydzany jak Tevez w Manchesterze.