Strona główna > Premier League > Wszystko jasne

Wszystko jasne

Manchester United mistrzem Anglii 2012/13. Od przyszłego sezonu jako jedyny klub w Anglii mogliby nosić dwie gwiazdki na wzór włoski (jedna za dziesięć tytułów). Do końca jeszcze 12. kolejek, ale na nie trzeba już znaleźć inny temat przewodni niż walka o mistrza.

Podobny obrazek ujrzymy 19 maja 2013 w West Bromwich

Pieniądze za triumf United wypłaca już bukmacher Paddy Power. Obecna dziura między pierwszym United i drugim City to 12 punktów. Na Wyspach jeszcze nikt nie odrobił takiej straty w 12. kolejek. Rekordowe osiągnięcie w tempie gonienia za liderem należy do Man United, które w 1996 roku zdobyło tytuł, mimo że 15 spotkań przed końcem sezonu było tuzin oczek za Newcastle.

Wyjątkowo nudne zrobiły się te wyścigi mistrzowskie w najlepszych ligach Europy. W Niemczech Bayern Monachium ma 15 punktów zapasu, w Hiszpanii Barcelona czeka na oficjalną koronację z 12-punktową luką.

Nie będziemy mieli szalonego, absolutnie szalonego finiszu sezonu 2011/12, kiedy mistrz Anglii zmienił się w ostatnich 10. sekundach rozgrywek. Jeśli się mylę i Manchester United zaprzepaści swój dorobek – obiecuję pofarbować włosy w barwach triumfatora ligi angielskiej i przez tydzień dokumentować fotograficznie moją udziwnioną fryzurę. Jestem jednak pewien, że moje włosy są całkowicie bezpieczne.

Jeśli mistrzowska kampania United miała się kiedyś sypnąć, byłby to mecz z Evertonem. Zrzeszeni tu kibice Czerwonych Diabłów na pewno boleśnie wspominają ostatni remis 4:4 na Old Trafford, choć The Toffees przegrywali 2:4 jeszcze w 83. minucie. Trudne wspomnienia wiążą się też z początkiem obecnych rozgrywek, kiedy Everton na plecach Marouane Fellainiego pobił w fizycznej walce chłopców sir Alexa Fergusona (o przebiegu tamtej walki pisałem tutaj).

Dwa decydujące kroki United do niechybnego tytułu zrobili za nich niebiescy rywale z Manchesteru. Tydzień temu poślizgnęli się na Liverpoolu. W sobotę przybili gwóźdź do mistrzowskich aspiracji w Southamptonie. Porażkę 1:3 i stan nadziei na obronę złota w Premier League u The Citizens nieźle oddał samobój Garetha Berry’ego i gafa Joe Harta. – My dziś nie graliśmy. Grali tu jacyś piłkarze – skomentował po meczu menedżer Roberto Mancini.

Ferguson grzecznie podziękował za wspaniały sobotni wieczór. Na dalszy plan odłożył środowe boje z Realem Madryt. Priorytetem stało się zapewnienie zwycięstwa w Premier League. – Gdy zobaczyłem wynik z Southamptonu, pomyślałem, że to dobra okazja dla nas, aby zdobyć wygodne prowadzenie. Porzuciłem planowane zmiany i dokonałem tylko czterech korekt – przyznał szkocki trener.

Jedną z nich był Ryan Giggs. Walijczyk wrócił do pierwszego składu i uczcił to pierwszym ligowym golem sezonu. Dzięki temu zaliczył trafienie w krajowych rozgrywkach w każdym (!) ze swoich 23 (!!) sezonów w zawodowej karierze! Nikt inny nie strzelał bramki we wszystkich sezonach Premier League. W epoce, kiedy angielskie ligowe boiska nie oglądały jeszcze bramek Giggsa właśnie zaczynano emitować w Wielkiej Brytanii Jasia Fasolę, a premierę miał film Kevin sam w domu. Autor bloga właśnie lał w tetrowe pieluchy, a za najlepszy napój świata uznawał mleko własnej mamy.

Bramka Giggsa zamknęła imponujący kwadrans United, w którym gospodarze absolutnie zmiażdżyli przyjezdnych. Ich wielka determinacja musiała zrobić spore wrażenie na wizytującym Old Trafford Jose Mourinho. United wysoko dociskali rywali, nie pozwalając im się zbytnio rozgościć z posiadaniem piłki. Robin van Persie urządzał sobie rajdy w polu karnym. Z obu flanek szaleńczo nacierali boczni obrońcy. Zapowiadało się na rzeź niewiniątek z Liverpoolu.

Jednak trafienie Giggsa dziwnie rozluźniło gospodarzy. Skończyły się pokłady zapału. Everton w końcu chwycił za piłkę i zaczął robić użytek ze swojej przewagi fizycznej. Zwyczajowo dobrze wyglądała lewa strona The Toffees. Jednak United mieli na to argumenty. Pozbawili gości klarownych sytuacji dzięki ustawieniu tylnej formacji w równych odstępach, jakby mierzonych od linijki. Świetnie uzupełniała się imponująca para stoperów Nemanja Vidić (ile on daje MU!) oraz Jonny Evans. W drugiej połowie Czerwone Diabły przeszły na ustawienie 4-5-1, gdzie pozycję harującego w defensywie skrzydłowego przyjął Wayne Rooney. Nie taką odporność obrony United liczył Mourinho przed środowym hitem Ligi Mistrzów.

Gospodarze szczególnie imponująco ograniczyli wpływ Fellainiego. Przez Belga przegrali na Goodison Park i zadbali, aby to się więcej nie powtórzyło. Fellainiego indywidualnie przykrył Phil Jones, który nieustannie, z bliska analizował sekrety fryzury postawnego pomocnika. Lider Evertonu szukał miejsca na lewej stronie, cofał się po piłkę, ale krzywdy United nie umiał zrobić. Różnicę w jego ośmieszającej łatwości w wygrywaniu pojedynków główkowych u siebie i na wyjeździe widać na poniższym wykresie.

Główki Fellainiego u siebie (lewa) i na wyjeździe (prawa)

Mecz rozstrzygnął pod koniec pierwszej połowy niezawodny van Persie. Holender tym razem szukał miejsca za plecami obrońców. Biegał, łapał spalone, ale ciągle próbował. W 10. minucie znalazł lukę i minął bramkarza. Całe Old Trafford widziało już jego 19 gola w lidze, ale ten rąbnął w słupek. Nic dwa razy się nie zdarza. Kopia sytuacji w 45. minucie – prostopadłe podanie za obronę, minięcie bramkarza i tym razem pewny finisz. Van Persie królem Manchesteru.

2:0 nad Evertonem praktycznie przesądza o tytule. Manchester City szukał swojej szansy na rozproszeniu United Ligą Mistrzów. Champions League jeszcze nie wróciła do życia, a angielski wyścig się skończył. Teraz Ferguson może sobie spokojnie rotować składem i myśleć o Europie aż do kwietnia. Najbliższe pięć spotkań United to: QPR, Norwich, West Ham, Reading i Sunderland. 15/15 punktów? Całkiem możliwe. Tak łatwa seria skończy się derbami Manchesteru na Old Trafford, które już chyba ostatecznie zakończą ligowy sezon w czerwonej części aktualnej stolicy piłkarskiej Anglii.

  1. parker_39
    11/02/2013 o 16:55

    Trzeba przyznać, że MU poprawiło w ostatnich meczach gre w defensywie. Prawdziwym problemem na Real dla SAFa chyba będzie zestawienie środka obrony, bo po bardzo dobrym niedzielnym meczu Vidica, dołączył on do Ferdinanda i Evansa, którzy ostatnio również prezentowali się dobrze i prawde mówiąc każdy z nich zasługuje, żeby wybiec w środę na Santiago od początku. Do tego dodajmy solidne boki w postaci Rafaela (ależ zrobił krok do przodu) i Evry, i można być troche spokojniejszym przed zderzeniem z CR7, Ozilem czy Benzema.

    Mam nadzieje, że Jones na Real będzie dostępny, bo jako defensywny pomocnik napsuł sporo krwi Bale’owi i Fellaini’emu, także może i Ronaldo nie będzie miał z nim lekkiego życia. Co prawda troche szkoda, że Jones od początku kariery na Old Trafford jest tak rzucany po kilku pozycjach, ale on zdaje sobie nie robić z tego problemu i gra jak najlepiej potrafi na każdej pozycji jakiej przychodzi mu grać.

    PS Też uważam, że Twoje włosy są bezpieczne 🙂

    PS 2 Co w środe oglądasz? Klasyk na Bernabéu czy „polską” Borussie?

  2. Tom
    11/02/2013 o 19:51

    Hmm, nie był bym taki pewny mistrzostwa dla United. Oczywiście, 12pkt przewagi to nie w kij dmuchał, ale zostało jeszcze 12 kolejek. Jako fan United jestem bardzo zadowolony ale ze świętowaniem poczekam do ostatniej kolejki. Nie ukrywam, że jako fan United od 1991r, przyzwyczaiłem się do triumfów i brak mistrzostwa zawsze jest rozczarowaniem 😉

  3. M.
    11/02/2013 o 21:06

    Jakieś szaleństwo ogarnęło wszystkich z tym kończeniem sezonu. Chyba za stary 😉 już jestem i wstrzymam się z takim myśleniem. Nie takie rzeczy futbol widywał. Wygląda to mało prawdopodobnie i włosy powinny przeżyć, ale jednak warto poczekać.
    Jones wypowiadał się swego czasu, że chciałby grać więcej na swojej nominalnej pozycji – środkowego obrońcy, ale dopóki jest jeszcze Rio, Vidic i Evans w formie, to raczej mało szans tam będzie dostawał. Jako człowiek od zadań specjalnych, uprzykrzający życie gwiazdom przeciwnika, spisuje się bardzo dobrze. CR to jednak wyższa półka. Obawiam się czy nie skończyłoby się to czerwem dla Jonesa. To jest młoda, gorąca krew. Gra z sercem, ale czasem brakuje jeszcze chłodnej głowy.
    Co do City – oglądałem to spotkanie i nadziwić się nie mogłem ich grze. Zagrali fatalnie, beznadziejnie we wszystkich sektorach boiska. Brak Kompanego w defensywie wciąż daje się we znaki. Lescott biega jak zakręcony, Clichy to nie pamiętam kiedy miał jakąś namiastkę formy i właściwie jedynie do Zabalety nie można mieć pretensji o ostatnie występy. Samobój Barrego, to jakieś totalne kuriozum, podsumowujące cały żenujący spektakl. Ale trzeba też oddać sprawiedliwość Saints. Bardzo ładnie grali piłką, nie panikowali, spokojnie i konsekwentnie ralizowali założenia. Zmiany dla Manciniego: Kompany niech wraca na środek z Nastasicem, Zabaleta na prawej, Kolarov na lewej, Javi Garcia i Yaya Toure na defensywnych, a przed nimi Milner, Silva i Tevez, Dzeko na szpicy. Nie dziękuj, Roberto.

  4. Reggi
    12/02/2013 o 11:30

    Ja ostatnio stwierdziłem, że chyba nic nie wiem o piłce nożnej. Przed meczem Southampton – City, byłem pewny, że City strasznie przyciśnie i wręcz zmiażdzy Świetych. Byłem przekonany, że ostatnie wpadki i rosnąca przewaga United tak ich zmobilizują, że najbliższe kilka spotkań byłem przekonany, że zagrają na 150% normy. A tu boom i patrząc na obecną sytuację, to emocji będziemy się starać szukać głównie w walce o miejsca premiowane występami w Lidze Mistrzów oraz uniknięcie degradacji.

  5. 12/02/2013 o 17:19

    Wystawianie Nasriego w duecie z Silvą w City jawi mi się jako skrajne samobójstwo. Obaj identyczni w ruchach na boisku (Silva wydajniejszy). Milner robi wiatr z boku i dodatkowo lepiej broni, więc wciskanie Nasriego na tę chwilę wydaje mi się grą pod United.

    Panowie wątpiący – nie ma się co sztucznie oszukiwać. Tak powinni robić tylko piłkarze, którzy muszą zamknąć sezon. Nic nie ma prawa już MU ruszyć. Nic. Mało kolejek, najbliższe bardzo łatwe, mało kontuzji, kluczowe mecze na Old Trafford.

    Z punktu widzenia neutralnego obserwatora walki o mistrzostwo szkoda mi tylko, że kończą się emocje w lutym…

    P.S. Oglądam i Borussię, i Real-MU:)

    PS2. Kto widział wczoraj Liverpool, pewnie wie jak jestem wściekły. Kolejne niechlujstwo, brak charakteru i zero umiejętności dociskania rywali. Gdyby to była pojedyncza wpadka – ok. Ale takie mecze oglądaliśmy już z Norwich, Swansea, QPR,..

    • Tom
      13/02/2013 o 01:52

      widocznie Carragher i Gerard nie „pocisnęli” swoich kolegów do większego wysiłku, może po prostu sezon spisali na straty i już tak bardzo im nie zależy?

    • 13/02/2013 o 12:50

      Wysiłek był, tylko brakuje instynktu mordercy. Liverpool przed tym meczem walczył o wszystko – zwycięstwo wyniosłoby ich o trzy punkty od szóstego miejsca i ciasnej walki o Ligę Mistrzów. Teraz musieliby dokonywać cudów i wygrywać seriami, niezależnie od miejsca i czasu.

  6. 26/09/2013 o 23:18

    Its such as you learn my mind! You appear to know a lot about this,
    such as you wrote the guide iin it or something.
    I feel that you simply could do with some % to drive
    the message house a bit, but instead of that, this is
    excellent blog. A great read. I will certainly be back.

  1. 12/02/2013 o 19:09
  2. 18/02/2013 o 16:27
  3. 11/03/2013 o 15:21

Zostaw komentarz