Strona główna > Premier League, Twarze EPL > Rollercoaster po amfetaminie

Rollercoaster po amfetaminie

Za oknem znowu dominują kolory z polskiego budownictwa lat 60-tych, ale w Anglii piłkarska wiosna. Rewelacyjną niedzielę w Premier League potrafiła zepsuć tylko rywalizacja telewizji o oglądalność. Zamiast upchnąć hity Liverpool – Tottenham i Manchester United – Chelsea w różnych porach, powiedzieli: „Wybieraj synu”.

Kibice w Anglii nie potrzebują takich rozrywek – oni mają futbol

Mi udało się z odtworzenia złapać oba niedzielne thrillery. Było warto. Puls skakał niczym przy przejażdżce rollercoasterem po amfetaminie. Choć na takie cuda zupełnie nie zapowiadało się na Old Trafford. Jedenaście minut gry, a ja już, przyznaję, odesłałem Chelsea z powrotem pośpiesznym do Londynu. Zachwycające podanie Michaela Carricka i godne wykończenie akcji Javiera Hernandeza (jego piąty gol w sześciu ostatnich meczach z The Blues), a później szczęśliwy rogalik Wayne’a Rooneya miały załatwić sprawę. Tak też myślał chyba sir Alex Ferguson, bo United tylko jeszcze chwilę postanowili szukać szczęścia w ataku. W 25. minucie Rooney strzelił wprost w Petra Cecha, który później cudem podniósł się, aby odbić dobitkę. Sprawdził go koleżeński David Luiz z własnej obrony…

Czerwone Diabły specjalizują się w zamykaniu takich meczów (ku rozpaczy szukających emocji). Nie tym razem. Słyszeliście kiedyś tezę, że prowadzenie 2:0 to niebezpieczny wynik? Na zdrowy rozum wydaje się to równie groźne, co znalezienie na strychu akcji firmy Apple z 1984 roku – można zgłupieć z nadmiaru bogactwa. Jednak teoria nie jest tak dziwna, na jaką wygląda. Jeden gol kontaktowy, strzelony odpowiednio wcześnie, zupełnie zmienia nastawienie psychiczne obu klubów. Jeszcze wygrywający cofają się panicznie, aby dowieźć do końca co jeszcze zostało. Przegrywający rzucają się w szał ataku, wietrząc w tym ostatnią szansę.

Tak też się stało na Old Trafford. Zmiana oblicza gry dokonała się ostatecznie w przerwie meczu, gdy Rafael Benitez (wyszydzany przez pełne 90. minut) zaprezentował widowni Edena Hazarda. Wcześniej The Blues przetrzymywali długo piłkę, ale najczęściej odbijali się od solidnie zorganizowanych linii obronnych United. Hazard to zmienił. Chelsea zaczęła odzyskiwać posiadanie na połowie rywali i łapała ich na braku odpowiedniego ustawienia. Pędzili z kontrami słuchając liderów Hazarda i Juana Maty. Najlepiej to nastawienie oddaje wyrównujący gol Ramiresa, gdy czwórka wygłodniałych przybyszów ze Stamford Bridge dorwała się do czterech defensorów United.

Od tego czasu Manchester wyrzekł się własnej tożsamości. Panika w wybiciach piłki na oślep i zupełny brak kreatywnych sił (mimo wpuszczenia Robina van Persiego) przypominała drugą połowę rewanżowego starcia z Realem Madryt. United czekali na wyrok – to się nie zdarza na własnych śmieciach. Czy pamiętacie kiedy ostatnio przy remisie na Old Trafford kibice gospodarzy odliczali niecierpliwie sekundy do końca gry? Chelsea dokonałaby swojego cudownego powrotu, gdyby nie znów fenomenalny na linii David De Gea. To jak Hiszpan wyciągnął strzał z bliska Maty (który wcześniej wkręcił w ziemię Jonny’ego Evansa), zakrawa o piłkarskie czarownictwo.

Mimo takiego zastrzyku adrenaliny w Manchesterze, niewiele stracił ten, kto niedzielę wirtualnie spędził w Liverpoolu. Oglądałem w tym sezonie wszystkie ligowe mecze na Anfield i wierzcie na słowo – lepszego wrażenia od Tottenhamu nie zrobił nikt poza Arsenalem. Prowadzili grę w pierwszej połowie, a kwadrans po przerwie w wykonaniu Kogutów przypominał jakieś trzęsienie ziemi. Wysoki pressing, drugi gol Jana Vertonghena, słupek Gylfiego Sigurdssona, dryblingi Moussy Dembele. Wszystko wieńczyły piorunujące wejścia Garetha Bale’a, którego ataki ze środka Liverpool musiał notorycznie podwajać.

Ciekawy manewr zastosował Andre Villas-Boas na prawym skrzydle przy braku Aarona Lennona. Na papierze zastąpił go Dembele, ale już na dzień dobry pokazał, że on to jednak woli grać na środku. Pozostawione tam miejsce uzupełniał raz Kyle Walker, a raz Bale wyrwany ze sztywnych ram ustawienia. Dzięki temu Tottenham mógł kontrolować grę w środku, dzięki przewadze liczebnej w podaniach.

Przyjęte podania Sturridge’a

Jednak wciąż Liverpool potrafił wygrać. To dopiero pierwszy triumf graczy z Anfield w lidze nad zespołem z czołowej szóstki (mamy 29. kolejkę)! Jak to się stało? The Reds od początku polowali na wysokie ustawienie defensywy Tottenhamu. Daniel Sturridge ciągle łypał na długie podania (zerknijcie na wykres). Ta strategia oznaczała wysokie ryzyko zagrań, stąd tylko 74% celności podań w całym spotkaniu. Ale jak już się udawało, wyglądało to naprawdę nieźle.

Jednak defensywa Kogutów była wystarczająco szczelna, aby poradzić sobie ze sporadycznym zagrożeniem ze strony gospodarzy. Wszystko wskazywało, że dwa gole Vertonghena w zupełności wystarczą. Ale my możemy tu prawić o wysokich liniach, lepszym pressingu, itp, itd, ale prawdziwe jest to co napisał @sebastianf w komentarzu do mojego wcześniejszego wpisu. Futbol to poza sferą taktyki także gra jednostek, które czasem błyszczą. Na nieszczęście Spurs tym razem popełniały błędy. Zbrodnicze podanie zwrotne Walkera i błąd Hugo Llorisa (któremu jednak zwykle świetnie udają się takie wyjścia) oraz niezdarna interwencja Benoita Assou-Ekotto puściła trzy punkty na konto Liverpoolu.

Triumf The Reds jeszcze bardziej spłaszcza tabelę w pojedynku o miejsca 3-7. Liverpool podniósł się nad Everton. Choć mistrza Anglii mamy już koronowanego, wciąż w tej lidze aż roi się od tematów do debat…

  1. M.
    11/03/2013 o 16:14

    Na rollercoasterze nie jeżdżę, a tym bardziej po amfie, ale trzeba przyznać, że United-Chelsea (Liv-Tott widziałem jedynie skrót spotkania), to była najlepsza z możliwych reklam rozgrywek wyspiarskich. Właśnie za tego typu spotkania nie da się ich nie kochać. Tempo było świetne, choć dziś gdzieś czytałem, że SAF próbował tłumaczyć ostateczny wynik zmęczeniem. Moim zdaniem – nic z tych rzeczy. Zagrała psychika i automatyzm myślenia: „2:0 w 11 minucie? Dobra, pograjmy piłką i dowieźmy to do końca”. A to przecież było jeszcze kupę czasu, z czego skwapliwie skorzystała Chelsea. W LM United załatwił do spółki sędzia i Mourinho świetną zmianą (timing i personalia), a wczoraj to samo zrobił, o zgrozo, Benitez (!). Raz – Hazard po prostu nie może siedzieć na ławce, kiedy na skrzydle gra zamiast niego bezgłowy jeździec Moses. Dwa – super manewr z wejściem Mikela i przesunięciem Ramiresa do przodu. Brazylijczyk tam zyskuje na wartości, to nie jest typowy defensywny pomocnik od czarnej roboty, co pokazał już parokrotnie.
    Jeszcze jedna uwaga, bo o tym akurat nie ma słowa, a muszę nadmienić: najgorsze wejście z ławki jakie widziałem w tym sezonie – Valencia. Naprawdę beznadziejny występ.
    Co do spotkania The Reds – tak to bywa, że wszystkie świetne analizy, mogą się schować, kiedy Walker postanowi zrobić coś, za co trener w polskiej okręgówce prawdopodobnie zbluzgałby go niemiłosiernie, a Lloris odlatuje gdzieś myślami. Wisienka na torcie to po prostu głupi faul Assou-Ekotto, który w mojej prywatnej klasyfikacji na najgłupszy faul weekendu, przegrywa jedynie z faulem bramkarza Celty Vigo w meczu z Realem.
    Suarez, pięknie, w swoim stylu i w sumie … chwała mu za to (fantasy premier league 😉 )

    • 11/03/2013 o 16:23

      Valencia to szczerze mowiac wlasnie sobie przypomnialem,ze tam biegal. Ale nie on jeden winny. W drugiej polowie ofensywa United zupelnie zniknela, bo wszyscy zabrali sie za paniczne wybijanie pilek z dosrodkowan.

      Benitez wreszcie moze sie wygrzec nieco w sloneczku chwaly, bo w koncu wyraznie wplynal na korzystny wynik swojego zespolu w waznym meczu. Tyle, ze znow ytanie, czemu Hazard nie gral od konca.

      Fajnie zauwazyles tez to z Mikelem. Faktycznie, przed ta zmiana Ramires stawal jako najmocniej cofniety, a pozniej mogl gnac jak wariat do przodu ze swiadomoscia, ze nie odkrywa zupelnie swoich obroncow.

  2. Ryuu4
    11/03/2013 o 22:14

    Ja szukałbym przyczyn porażki (tak, remis, ale wynik 2:2 po znakomitej pierwszej połowie w wykonaniu MU to można to nazwać porażką) raczej w czymś innym. W pierwszej połowie MU dominowało z kilku podstawowych przyczyn: 1. Ustawienie z fałszywymi skrzydłowymi (a raczej jednym schodzącym napastnikiem, a drugim ofensywnym środkowym pomocnikiem) dawało liczebną przewagę MU w środkowej strefie boiska. Z przodu piłkę mogli rozgrywać Cleverley-Kagawa-Rooney-Nani, a bliżej koła środkowego stał fenomenalny w tym sezonie Carrick, który rozrzucał piłki ze swoją wspaniałą dokładnością (1 gol dla United). Dziury na skrzydłach uzupełniali Evra lub Rafael, lecz nigdy obaj jednocześnie. Dawało to zawsze 4 zawodników bliżej własnej połowy asekurujących poczynania kolegów. 2. Ścisłe krycie Demby Ba dawało im dużą przewagę, piłkarze nie mogli dostarczyć do niego piłek, a wszystkie strzały Chelsea były oddawane z okolic linii pola karnego lub dalej. 3. Bardzo ofensywnie w pierwszej połowie zagrał Cezar Azplicueta, więc Evra nie mógł często podłączać się do ofensywy (za chwilę wyjaśnie, dlaczego był to plus dla MU). W przeciwieństwie do swojego kolegi z obrony Ashley Cole (nie przekonał mnie do siebie w ofensywie ani razu przez cały mecz) grał strasznie wycofany, co pozwalało Rafaelowi hasać pod pole karne przeciwnika wielokrotnie, gdyż nie musiał cały czas kryć tyłów. 4. Słaby występ w pierwszej połowie Lamparda i Ramiresa spowodował, że United mogli spokojnie dominować w środku pola. Ramires miał za dużo zadań defensywnych, a Lampard nie wyróżniał się, ani razu nie pomyślałem „wooow, Lampard, jak za starych dobrych czasów”. Drugą połowe odmieniło wejście Hazarda oraz zmniejszenie ofensywnych wypadów Azplicuety (w drugiej połowie zupełnie zniknął mi z radarów). 1. Wprowadzenie Johna Obiego Mikela spowodowało zachwianie równowagi w pomocy United. Wcześniej defensywny Ramires przeszedł do przodu, a jego zadania przejął Kameruńczyk. Doskonale nakrył czapą Rooney’a oraz Kagawę, a kontuzjowanego Naniego zastąpił Valencia, typowy skrzydłowy grający szeroko przy linii bocznej. W ten sposób w środku boiska o dominację walczyli Cleverley-Carrick oraz Mata-Oscar-Hazard-Ramires. Chyba nie muszę mówić kto wygrał? 2. Wycofanie Azplicuety spowodowało bardziej ofensywne wejścia Evry. Coraz bardziej ochoczo zaczął zapuszczać się pod pole karne Chelsea, zostawiając za sobą dużą lukę (Francuz nie wracał już do obrony tak szybko, jak jeszcze kilka lat temu i to właśnie brak jego w ustawieniu obronnym United wykorzystali The Blues przy obu trafieniach). Od pierwszego wypadu Evry w drugiej połowie zacząłem zastanawiać się, dlaczego sir Alex Ferguson wciąż trzyma na ławce Young’a. Walka o środek pola była już przegrana, więc można było nastawić się na (świetne zresztą w wykonaniu United) kontrataki skrzydłami, a także wpuszczenie skrzydłowego zmniejszyłoby ilość wejść ofensywnych Evry. W późniejszym okresie gry na boisko wszedł Danny Welbeck, a na lewe skrzydło przesunął się Rooney, jednak nie jest on typowym skrzydłowym i nie zapewniał takiej szerokości gry, jaką zapewniłby Young. 3. Zmiana Demby Ba na Fernando Torresa także okazała się trafna. Senegalczyk krótko kryty przez Ferdinanda nie zaistniał na boisku, gdyż grał on za daleko od swoich kolegów. Natomiast Torres częściej cofał się po piłkę i uczestniczył w rozegraniu zespołu. Liczebna przewaga w środku pola oraz ofensywne zapędy Evry (przy pierwszym golu także bojaźliwość Rafaela) sprawiły, że Chelsea zremisowało przegrany wcześniej mecz. Chelsea dominowało w drugiej połowie, lecz bramki padały po kontratakach wykorzystujących złe ustawienie obrony United (sytuacja Maty też nie była wynikiem jakiegoś strasznie długiego rozgrywania piłki, lecz była efektem jednego podania z głębi pola, cała akcja była podobna do bramki Chicharito)

  3. hulus
    12/03/2013 o 01:27

    Faktycznie to raczej Tottenham przegrał to spotkanie niż Liverpool wygrał. Inna sprawa, że w całym sezonie to właśnie the Reds rozdawali tak punkty w ważnych meczach. To był fajny pojedynek Rodgersa i AVB, którego nikt tak naprawdę nie przegrał ani też nie wygrał. Rodgers zdecydowanie za długo pozwalał na dominację w środku Tottenhamowi, gdzie miał on po prostu przewagę liczebną. AVB natomiast sparzył się na graniu Llorisem daleko od swojej bramki. Akurat podanie Walkera było totalnie nieodpowiedzialne, ale już wyjście Llorisa typowe. W końcu musiało mu się nie udać. A wynik to już nie sprawka żadnego z nich a indywidualnych błędów zawodników. 2/5 bramek(Suareza i pierwsza Janka) były właściwie wypracowane przez zespoły. Reszta nie powinna mieć miejsca przy odpowiednim poziomie koncentracji. Co do karnego to Assou-Ekotto faulował, ale to Defoe zwariował podając do Suareza.

    Znajduję tu najbardziej fachowe teksty w polskim internecie na temat meczów Liverpoolu. Bardzo trafna analiza.

    Pozdrawiam.

  4. 12/03/2013 o 15:28

    @Ryuu4 – Wow, świetna analiza taktyczna. Wychodzenie bocznego obrońcy jak w przypadku Evry jest nie do ocenienia. Raz taka strategia wygrywa Ci mecz, innym razem odkrywa zupełnie i robi prezent roku dla rywali. Kto zrozumie ten mechanizm… Jednak ja z reguły jestem zwolennikiem oskrzydlania obrońców, szczególnie, gdy całość gry skupia się niemożebnie w środku boiska.

    Co do Ba miałem nieco inne odczucia. Faktycznie wiele sobie nie poszalał i był bardzo daleko od własnych pomocników. Jednak wśród jego plusów widzę bardzo dobre zastawianie się i utrzymywanie piłki. Tego Chelsea bardzo brakuje z Torresem.

    @hulus
    Wyjścia Llorisowskie są dla mnie jednym z fundamentów sukcesu Tottenhamu. W tym tygodniu jeszcze o tym na pewno zabloguję. To że raz się nie udało zupełnie nie wpływa na ogólną, niezwykle pozytywną ocenę życia Llorisa w Anglii.

  5. hulus
    12/03/2013 o 21:45

    Oczywiście Lloris jest kluczem do sukcesu Tottenhamu, bo ryzykowna gra AVB w grze obronnej wymaga bramkarza przygotowanego na grę daleko od swojej bramki, szybko reagującego i przecinającego sporą liczbę podań za wysoko ustawioną linię Kogutów. To świadomie podjęte ryzyko i tym razem wina leży mocniej po stronie Walkera. Nie mniej w końcu przyjdzie moment, w którym Lloris nie zdąży a co gorsza sfauluje napastnika. To szalone, ale działa znacznie lepiej w Tottenhamie niż w Chelsea. Widocznie gra obrońców bliżej środka dla AVB daje jego zespołowi przewagę w grze na tyle istotną, że niweluje ewentualne straty z tyłu. Na dłuższą metę to działa, ale w walce o tytuły może im przegrać niektóre ważne spotkania. W ostatnich dwóch meczach przy remisowych wynikach Arsenal i Liverpool znajdywali swoich napastników podaniami na wolną przestrzeń, którą zostawia Tottenham. Giroud i Sturridge to zmarnowali, ale przecież to były świetne okazje i mogły wyprowadzić oba zespoły na prowadzenie. Rywale dobrze widzą tę przestrzeń i tylko od nich zależy czy to wykorzystają. Lloris ratuje dużo takich sytuacji, ale wszystkiego nie da rady. Jestem bardzo ciekawy jak wygląda wpływ wysoko ustawionej obrony na ofensywne aspekty gry Tottenhamu. Przecież AVB nie stosuje tego, żeby testować swojego bramkarza.

    No ale to mniejsze póki co zmartwienie Tottenhamu niż jakiekolwiek dośrodkowania w pole karne dla Liverpoolu.

  6. 12/03/2013 o 21:48

    hulus :

    No ale to mniejsze póki co zmartwienie Tottenhamu niż jakiekolwiek dośrodkowania w pole karne dla Liverpoolu.

    W rzeczy samej… Dośrodkowania Liverpoolu na jednego zawodnika przy 8 kryjących doprowadzają mnie do białej gorączki. Jedyny sens jest tam w płaskich wrzutkach przy przynajmniej 2-3 zawodnikach w pole karne. Najlepiej podania zwrotne od skrzydeł.

  7. hulus
    13/03/2013 o 13:57

    Przypadkowo wywołałem kolejny temat/słabość Liverpoolu. Pisząc wcześniej o problemie z dośrodkowaniami miałem na myśli te bite w pole karne the Reds, które głównie prowadziły w ostatnich miesiącach do strat bramek i punktów(WBA, MU, AFC, THFC, Oldham). Nikt nie kryje, nikt nie skacze, nikt nie wie co robić. Tragedia.

  8. 05/06/2013 o 02:07

    Shopping for cars is generally a stressful experience.
    It does not have to be, though. With a little knowledge and determination, your
    car shopping experience can be devoid of stress. Use
    the tips that follow to make your car shopping experience one
    that you enjoy, with a shiny new car to show for it.

  9. 27/06/2013 o 08:34

    Does your website have a contact page? I’m having trouble locating it but, I’d
    like to shoot you an e-mail. I’ve got some creative ideas for your blog you might be interested in hearing. Either way, great site and I look forward to seeing it grow over time.

  1. 12/03/2013 o 17:35

Zostaw komentarz