Strona główna > Premier League > Osiem wniosków z weekendu Premier League

Osiem wniosków z weekendu Premier League

Od londyńskich trenerów z bólem głowy, przez superpołowę w Reading i ważny powrót w Liverpoolu, po waleczne Kanarki. Weekend z Premier League jak zwykle dostarczył tony pytań i tematów do dyskusji. Zapraszam do prześledzenia moich ośmiu spostrzeżeń z angielskich boisk.

1. Przeciętniactwo Arsenalu

Marsz przeciwko obecnej polityce Arsenalu

Marsz przeciwko obecnej polityce Arsenalu

Arsenal nie zaczął sezonu tak źle jak teraz jeszcze nigdy za kadencji Arsene Wengera (w erze Premier League czarniejsze okazała się tylko kampania 1994/95). Lepiej było nawet przy upokarzającej inauguracji zeszłych rozgrywek, podsumowanej klęską 2:8 na Old Trafford. Nic dziwnego, że fani są poważnie rozgoryczeni. Pojawiły się już publiczne oznaki sprzeciwu – zorganizowano marsz pod hasłem „wykopania chciwości z futbolu„. Kibice łączą regularne wyprzedaże kluczowych piłkarzy i nadmierną oszczędność budżetową z siedmioletnim już brakiem sukcesów (wyrażanych w trofeach, a nie awansach do Ligi Mistrzów).

Kanonierzy siedzą obecnie na 10. miejscu w tabeli. –  Nie martwię się pozycjami. Do naszej gry musi wrócić odpowiednia jakość – zaznaczył Wenger. Jego słowa to odpowiednia krytyka dla zawodników Arsenalu. Londyńczycy nie tracą punktów przez pecha, złe decyzje sędziów lub wybitną klasę rywali. Na meczach Kanonierów w ostatnich tygodniach można złamać sobie zęby i doznać poważnych wykrzywień twarzy. Jedyny chlubny wyjątek, derby z Tottenhamem, można uznać za owoc gry prawie 3/4 spotkania w przewadze liczebnej po czerwonej kartce Emmanuela Adebayora.

Porażka u siebie ze Swansea przelała czarę goryczy. Wojciech Szczęsny musiał powybijać sporo strzałów zanim padł rażony główną bronią Łabędzi (o której w punkcie 6). Po skończeniu spotkania niezłą rozróbę w szatni wywołał asystent Wengera Steve Bould. – Zawiedliście nas i zawodzicie nas przez cały sezon – miał krzyczeć nr 2 w Arsenalu. – Nikt z was nie bierze na siebie odpowiedzialności.

2. Benitez w ślady Clougha? (nie chodzi o kolejny Puchar Europy)

Jeszcze podlejsze nastroje niż w Arsenalu panują u sąsiadów z zachodniej części stolicy Anglii. Chelsea znów dopadła jesienna depresja. Porażka z West Hamem była już siódmym kolejnym meczem ligowym bez kompletu punktów. The Blues są dodatkowo na skraju odpadnięcia z Ligi Mistrzów (jeśli wyjdą z grupy, przez miesiąc na blogu zamiast mojego avatara umieszczę facjatę Justina Biebera!). Tak złej serii w lidze Chelsea nie miała od 1995 roku – tu znowu zła dola łączy ich z Arsenalem.

Wcześniej Chelsea zdobyła 22 z 24 możliwych punktów i siedziała wygodnie na fotelu lidera. Teraz do pierwszego miejsca traci już 10. oczek i coraz bardziej wygląda na to, że w Anglii znowu ścigać będą się tylko dwa konie z Manchesteru.

W rolę ofiary dla mediów i rozwścieczonych kibiców wdzięcznie wpisuje się Rafa Benitez (bilans 0 zwycięstw, 2 remisy, 1 porażka). Zrzucanie winy na człowieka, który jeszcze dobrze nie poznał układu korytarzy w ośrodku treningowym Cobham wydaje się jednak wysoce przesadzone. Błędy Branislava Ivanovicia i Ashleya Cole’a przy trafieniach West Hamu w sobotę były wybitnie „niebenitezowskie” – on takich wpadek w obronie nie akceptuje.

Ale Benitez jest na drodze do powtórzenia scenariusza z filmu „Damned United”, w którym Brian Clough wytrwał zaledwie 44 dni u steru Leeds United (świetny obraz dla każdego sympatyka angielskiej piłki, polecam). Tam też trener przychodził do klubu na szczycie, który właśnie pozbył się ukochanego menedżera. Clough zmagał się z buntem piłkarzy, Benitez cierpi na relacjach z trybunami.

Roman Abramowicz, czy tego właśnie chcesz? – pytali kibice Chelsea obecni na Upton Park. Dla Beniteza kluczowe będzie spotkanie z Sunderlandem, po którym The Blues wylecą na Klubowe Mistrzostwa Świata. Bez kompletu punktów w najbliższą sobotę, Chelsea może wrócić z Japonii poza strefą Ligi Mistrzów i z paskudnie dużymi stratami do nadrobienia.

3. Najlepsza połówka sezonu

Lindegaard tylko przygląda się piłce lecącej do bramki

Lindegaard tylko przygląda się piłce lecącej do bramki

34. minuty i siedem goli. Pierwsza taktyczna zmiana już po pół godziny kopania piłki. Kto spodziewał się takiego startu spotkania w Reading? Manchester United, typowo dla siebie, musiał odrabiać straty. Nie przeraziły ich wyniki 0:1 i 2:3. Czerwonych Diabłów nie warto drażnić.

Mimo kolejnego skutecznego powrotu, wybitnie niezadowolony z defensywy był sir Alex Ferguson. – Broniliśmy najgorzej w całym sezonie. Zasłużyliśmy dziś na lanie i musimy się poprawić – powiedział. Szkot mógł mieć wyjątkowo duże pretensje do bramkarza Andersa Lindegaaarda.

Duński golkiper ostatnio zepchnął na ławkę Davida de Geę. Jego główną przewagą nad Hiszpanem była głównie gra na przedpolu. I właśnie w tym elemencie Lindegaard zawalił na całej linii. Stał przyklejony w miejscu, gdy tuż przed jego nosem fruwały dośrodkowania zamieniane na gole dla Reading. Nie zdziwcie się zbytnio, jeśli w niedzielnych derbach Manchesteru do bramki wróci de Gea.

4. Ślamazarne City

W potencjalnie najlepiej zapowiadającym się starciu weekendu głównym rozczarowaniem była miałkość ataku Manchesteru City. The Citizens zabierali się do przełamywania Evertonu w tempie poruszającego się lodowca. Dawali tym samym rywalom całą wieczność na powrót i właściwą organizację. – Bronili się dobrze i ustawiali dziesięciu piłkarzy za piłką – zauważył Roberto Mancini. Everton nie miałby tak prostego zadania, gdyby zespół Włocha sprawniej ruszał do natarć. Dość powiedzieć, że sam Gareth Barry stworzył dwa razy więcej okazji strzeleckich niż liderzy rozegrania – David Silva, Samir Nasri i Yaya Toure razem wzięci.

Przynajmniej do składu i ładu wróciła tylna formacja City. Znów skałą, opoką, liderem, królem, … (można sobie tu wpisać ulubiony rzeczownik) jest Vincent Kompany, który wybitnie czyta grę i ustawia się w asekuracji. Błękitni mają najlepszą obronę Premier League, ale niepokojąco często remisują – aż sześć razy na 15 kolejek. Przynajmniej ciągle zachowują status jedynej niepokonanej ekipy w lidze.

5. Złoty Brazylijczyk

Do pełnej sprawności i wyjściowego składu Liverpoolu wrócił Lucas Leiva. To prawdziwe zbawienie dla Brendana Rodgersa, a także Stevena Gerrarda i Joe Allena. Obecność Lucasa w drużynie pozwala reszcie pomocników The Reds na grę na swoich preferowanych pozycjach, bliżej bramki rywali.

Statystyki Brazylijczyka, jak na pierwszy mecz po długiej kontuzji, są oszałamiające. Miał osiem skutecznych odbiorów, 101 kontaktów z piłką i wykonał 45 podań do przodu – więcej niż ktokolwiek inny w tym sezonie Premier League. Dzięki niemu Gerrard poszalał w ofensywie (6 kluczowych podań). Lżej na sercu zrobiło się też Allenowi. – To moja naturalna pozycja. Nie grałem tu od dłuższego czasu, więc musiałem się przyzwyczaić. Byłem bezpieczny, bo wiedziałem, że Lucas tam stał – powiedział Allen, zmuszony wcześniej do zastąpienia Brazylijczyka w roli defensywnego pomocnika.

6. Transfer roku

Proste równanie: 2 mln funtów odstępnego + 10 goli w Premier League + 43% trafień całej drużyny + 25 bramek w 52 meczach od sierpnia poprzedniego roku = Michu. Hiszpanowi służy zmiana pozycji w Swansea. Teraz jest wszechstronnym napastnikiem i ma jeszcze więcej okazji do strzałów, niż w roli ofensywnego pomocnika.

Dotąd Michu imponował mi głównie grą w powietrzu. Przeciwko Arsenalowi udowodnił, że przy wykańczaniu akcji potrafi wyłączyć u siebie układ nerwowy. Dwa plasowane strzały obok Szczęsnego wepchnęły Swansea na równi w tabeli z Evertonem i ledwie trzy punkty od Chelsea!

7. Odrodzenie Kanarków

Norwich wygrało u siebie czwarty mecz z rzędu. Do tego osiągnięcia wystarczyło im ledwie pięć trafień. Klucz leży w świetnej obronie – dali sobie wbić ledwie jednego gola. Triumf 2:1 nad Sunderlandem był już ósmym z rzędu spotkaniem Kanarków bez porażki.

Gdy na przełomie września i października Norwich dostało na przełomie tygodnia dwa razy w twarz – 2:5 od Liverpoolu i 1:4 od Chelsea – wydawało się, że czeka ich dłuuuuuuugi sezon w szarpaninie o punkty wraz z tubylcami ze strefy spadkowej. Jednak przerwa na reprezentacje zadziałała cuda . O solidnej jakości gry drużyny z najfajniejszymi koszulkami w całej Premier League niech świadczy zwycięski gol Anthony’ego Pilkingtona z niedzieli. Padł po łańcuszku 28 podań. Wow.

8. Zła reputacja

Wstawaj, wstawaj, panie Bale

Wstawaj, wstawaj, panie Bale

Gareth Bale dostał już czwartą żółtą kartkę w sezonie za symulowanie. Jeszcze jedno upomnienie za nurkowanie i Walijczyk będzie musiał pauzować! Prawda, że w sobotę zawodnik Fulham podstawił mu nogę, ale Bale dodał od siebie sporo efektów specjalnych. Podobnie jak w przypadku Luisa Suareza, Bale’a zaczyna ścigać zła opinia. – Jeśli ma taką reputację, to uważam, że jest nieco niesprawiedliwa. On korzysta z tego jako środka ostrożności – tłumaczy piłkarza menedżer Tottenhamu Andre Villas-Boas.

Jak wiadomo, łatki nurka pozbyć się piekielnie trudno. Wie coś o tym Cristiano Ronaldo, do którego Bale’a porównuje były sędzia Graham Poll. Być może jedynym rozwiązaniem będzie zabranie talentów Walijczyka poza Premier League, co marzy się samemu piłkarzowi. – Byłoby miło doświadczyć innych lig i innych kultur. Nie boję się iść za granicę. Przyjrzę się temu poważnie, gdy nadejdzie odpowiedni czas i właściwa drużyna – zaznaczył Bale.

  1. parker_39
    03/12/2012 o 17:00

    Ja sobie nie wyobrażam, żeby teraz w meczu z City między słupkami nie było De Gei. Może i DDG ma problemy z grą na przedpolu, ale za to w grze na linii ciężko wskazać bramkarza lepszego w PL. De Gea potrafi „wyjąć” piłke nie do obrony. Lindegaard to bramkarz solidny, ale już tego poziomu raczej nie przeskoczy. Tej polityki rotacji bramkarzami Sir Alexa nie rozumie chyba nikt…

  2. M.
    03/12/2012 o 21:59

    Osobiście jestem załamany grą defensywną United. Naprawdę nie ma ani jednej postaci godnej wyróżnienia za całokształt postawy w dotychczas rozegranych spotkaniach. Nie może być tak, że Reading bez większego problemu ładuje takiej ekipie 3 bramy. Lindegaard zachował się przy bramkach dokładnie jak … De Gea. Hiszpan ma niesamowity refleks, jest zwinny, ale w EPL bramkarz musi w jakimś stopniu grać na przedpolu. Po prostu musi. Jestem prawie pewien, że i De Gea czekałby w tych bramkowych sytuacjach na linii. Abstrahując od tego – tak jak wspomniałem, postawa całej defensywy jest momentami fatalna. Ratuje póki co sytuację coraz lepsza współpraca Roo i RVP z przodu i chwilowe przebłyski innych graczy – wejścia Hernandeza z ławki, reanimacja (?) Andersona itp.
    Jeszcze jedna kwestia mnie zastanawia – kontuzje w United. Naprawdę to jest jakaś plaga. Tak było już w poprzednim sezonie i w tym nie jest inaczej. Zaczynam myśleć, że te rzucane z uśmiechem uwagi odnośnie zainwestowania w sztab medyczny zamiast w zawodników, mogą być zaskakująco celne.

    Odnośnie wpisu:

    ad 1) „Porażka u siebie ze Swansea przelała szalę goryczy” -> chyba powinno być czarę goryczy. Co nie zmienia faktu, że kibicom Kanonierów po ludzku współczuje. Ten klub zasługuje na coś więcej za to ile dawał i daje tej lidze na przestrzeni lat.

    ad 6) Michu – odkrycie sezonu w Fantasy Premier League 😉 Tam uwielbia się fałszywych pomocników, grających bardzo ofensywnie, bądź często po prostu w ataku.

    ad 8) Na Walijczyka stać by było niewielu. Szczerze mówiąc poza dwójką z Hiszpanii to chyba tylko PSG mogłoby wchodzić w grę, no i oczywiście Anży, gdyby się uparło. Ale tu podejrzewam, że niekoniecznie tego typu „inną ligę” miał na myśli Gareth mówiąc o swoich marzeniach.

    • 03/12/2012 o 22:59

      Braki Vidiciowe widać już drugi rok z rzędu. Mimo wszystko bardzo budujące dla MU powinno być wracanie z przegranych pozycji. Z takimi problemami trzymać się na pozycji lidera – klasa.

      Anderson też teraz podobno kontuzja jak już zaczął szaleć.

      Dzięki za poprawkę z Arsenalem, rypnęły mi się związki frazeologiczne:) Mnie nie jest żal ich, bo to żaden pech, ale racjonalna decyzja. Borussia Dortmund wydaje jeszcze mniej i wygrywa z Bayernem, więc da się (choć w Bundeslidze trzeba wygrać tylko z Monachium i lekko martwić się o Schalke).

      Michu mam w Fantasy od początku sezonu:)

      Bale mówi o swoich marzeniach, czytaj: Real lub Barca:)

  3. krzywy
    03/12/2012 o 23:55

    Grasz w jakichs publicznych ligach w Fantasy? Chetnie dolacze. Arsenal w tym sezonie bedzie gral lepiej, jesli tylko rozkreci sie Wilshere obiecuje 😉 Swoja droga rownie duzym rozczarowaniem jest dotychczasowa postawa Srok, czego nie zmienia nawet dzisiejsza wygrana z Wigan.

    • 04/12/2012 o 00:32

      Gram w „KTBFFH League”, gdzie nie można mieć w składzie nikogo z drużyn MU, MC, ARS, CHE, LFC, NEW i TOT:)

      W czwartej kolejce EPL zająłem nawet 8,417 miejsce na całym świecie z wynikiem 70 pkt (rekord 92) bez ani jednego piłkarza z czołówki:) 2 gole Berbatova na kapitanie zrobiły swoje.

  4. 05/08/2013 o 01:55

    Good information. Lucky me I ran across your site by chance (stumbleupon).
    I’ve bookmarked it for later!

  5. 13/02/2014 o 00:36

    I can’t have enough of it.

  1. No trackbacks yet.

Zostaw komentarz