Archiwum

Posts Tagged ‘Manchester City’

Guardiola wymierza prestiżowy cios w ligę angielską

Na nic czek z miejscem na wpisanie dowolnej kwoty. Pepa Guardioli nie skusiła Premier League ani bogactwo Chelsea i Manchesteru City. Ile straci liga angielska na monachijskim Octoberfest Katalończyka?

Najbardziej gorący towar na trenerskim rynku nie dla Anglików

Zawsze uznawałem angielską piłkę za fascynującą przez środowisko, publikę i kibiców. Jako piłkarz nie mogłem zrealizować swojego marzenia o graniu tutaj. Mam nadzieję, że będę mógł podjąć tu wyzwanie jako trener – mówił Guardiola. Jego wypowiedź angielscy dziennikarze odebrali za puszczenie oka w stronę Premier League. Pomylili się. Chelsea i Manchester City musiały obejść się smakiem.

Szlacheckie rozegrywki

Przejście Guardioli do Bayernu osłabiło prestiż Premier League. To kolejny cios w wizerunek ligi angielskiej. Jej reprezentantów zabrakło w Jedenastkach Roku UEFA według kapituły oraz kibiców.

Straty Anglików pompują mięśnie kwitnącej Bundesligi. Niemieckie rozgrywki umocniły się w rankingu nad ligą włoską i zaczęły zagrażać Premier League. Niemcy jako jedyni w Europie zachowali komplet przedstawicieli w fazie pucharowej Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej. Trio z Champions League awansowało jako zwycięzcy grupy. Schalke 04 wyprzedziło Arsenal i skazało londyńczyków na starcie z Bayernem, który według współczynników UEFA jest drugą po Barcelonie siłą na Starym Kontynencie.

Guardiola to wisienka na torcie zrobionym na cześć ekspansji niemieckich rozgrywek. – Guardiola: tytuł szlachecki dla Bundesligi – pisał Die Zeit. Z decyzji Katalończyka cieszą się nawet w Borussii Dortmund. Bundesliga przejęła człowieka, który w cztery lata w Barcelonie wygrał trzy mistrzostwa Hiszpanii i po dwa razy Ligę Mistrzów, Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwo Świata oraz Puchar Króla. To znakomity ruch marketingowy. Niecały tydzień po wyborze Guardioli, Bayern zdobył 3000 nowych członków klubu.

Czytaj dalej…

Downing: reaktywacja, Rafa: goli szafa

Wigilia była mało piłkarskim dniem, dlatego podsumowanie kolejki Premier League musiało poczekać aż do bożonarodzeniowego poranka. Mam nadzieję, że przy żołądkach pełnych świątecznych dań, nabraliście nieco głodu do piłki nożnej. Wszystkich spragnionych futbolu zapraszam dziś i jutro na ulubiony dzień w roku angielskiego kibica – Boxing Day!

1) Sami sobie winni

Ofensywny bohater Man United

Manchester United nie może narzekać na tegoroczne święta. Wygodna pozycja lidera, cztery punkty zapasu, rozegrane (i wygrane!) już mecze na Etihad Stadium, Stamford Bridge i Anfield. Mogło być jeszcze piękniej. Triumf nad Swansea był tuż, tuż, na wyciągnięcie dłoni. Czerwone Diabły zrobiły prawie wszystko, co należało. Choć to niełatwe, przejęli od Łabędzi kontrolę nad piłką na ich własnym stadionie (60-40% w posiadaniu dla MU). Słusznie dociskali pressingiem obronę rywali i niepokojąco często odzyskiwali tak piłkę w groźnych strefach…

… gdyby tylko nie chroniczne pomyłki w ostatnich podaniach lub przy strzałach. Kibice United (a jest ich tu sporo) musieli przeżywać niezłe katusze, gdy w sytuacjach 2 na 2 z obrońcami rywali Wayne Rooney podawał prosto w nogi przeciwników. MU bez problemu rozjeżdżali Swansea z bocznych sektorów, ale zagrania w pole karne znakomicie czytali współpracujący Chico i Ashley Williams. Goście szczególnie dobrze wyglądali w drugiej połowie, gdy sir Alex Ferguson przeszedł z ustawienia 4-4-1-1 na 4-4-2 z pomocnikami w diamencie: Rooneyem na skrzydle, Michaelem Carrickiem na defensywnym pomocniku oraz Tomem Cleverleyem za napastnikami.

Carrick zagrał zjawiskowo. Brał się do rozegrania każdego ataku. Nie robił tego tradycyjnie rozrzucając piłki do bardziej kreatywnych kolegów, ale sam posyłał piorunująco dobre zagrania w przód. Zerknijcie tylko na załączony wykres.

2) Rafa = nuda?

Może wychylam się przed szereg. Może do podobnych wniosków skłonił mnie imponujący wynik Chelsea, ale… Rafa Benitez nie oznacza ciężkostrawnego futbolu, z którym jest nieustannie kojarzony. Fakt, organizacją defensywy wygrał Ligę Mistrzów 2005, jednak wtedy dysponował odziedziczoną kadrą z poważnymi ograniczeniami. Jego autorskie dzieło w Liverpoolu pokazało się cztery lata później, gdzie znakomicie zbalansowana maszynka AD 2009 przejechała się po Realu 4:0, Aston Villi 5:0, Newcastle 5:1 i Manchesterze United 4:1.

Wszystkie te imponujące wyniki Benitez osiągał w płynnym, ofensywnym stylu ze sporą liczbą uzdolnionych podających z zespole i strzelającym Fernando Torresem. Niedzielne 8:0 nad Aston Villą nie powinno więc zbytnio dziwić. W Chelsea jest wystarczająco dużo talentu, aby Benitez od zaraz wprowadził atrakcyjny styl. Wymiany ofensywnych pomocników wyglądały na dziecinnie proste, a jednocześnie niesłychanie piękne. Ja spodziewałbym się jeszcze kilku takich spektakli w tym roku na Stamford Bridge.

Czytaj dalej…

Świąteczny karp po angielsku

Tekst ukazał się na stronie internetowej tygodnika „Piłka Nożna” – zapraszam.

Polskie święta to góra jedzenia z workiem prezentów. Anglicy dokładają do tego szał piłkarski. W Premier League zaczyna się morderczy kalendarz spotkań. Cztery kolejki upchane w ledwie 11 dni. Jak wpłynie to na losy tabeli?

Cios Fellainiego zapewnił mu wolne święta

Przez ten czas Premier League serwuje tylko jeden hit wrzucający do akcji dwa zespoły z pierwszej szóstki ligi. 30 grudnia należy zerknąć na zmagania Evertonu z Chelsea. Tym bardziej, że dla The Blues obiekt klubu z niebieskiej części Liverpoolu stanowi prawdziwą stajnię Augiasza – Chelsea przegrała tam trzy poprzednie mecze ligowe. Everton będzie musiał sobie radzić bez lidera Marouane Fellainiego. Belg dotąd terroryzował obrony rywala w sportowej walce, ale ostatnio zinterpretował to zadanie zbyt dosłownie i zaatakował głową Ryana Shawcrossa. Władze zawiesiły go na trzy mecze.

Kto wygra, kto spadnie?

Tylko jeden szlagier nie oznacza, że końcówka grudnia jest bez znaczenia. Okres ten odgrywa kluczową rolę podczas walki o utrzymanie w lidze. Ostatni zespół na przełomie roku niemal na pewno z hukiem zleci z Premier League. Działo się tak w 17 z 20 przypadków w historii rozgrywek. O uniknięcie roli czerwonej latarni w Nowy Rok walczą Reading z Queens Park Rangers. Ci pierwsi notują obecnie wyjątkowo paskudne wyniki. The Royals przegrali sześć meczów z rzędu. Porażka z Arsenalem obnażyła ich największą słabość – beznadziejną obronę. Pozwalając Kanonierom na pięć goli gracze Reading udowodnili, jakie szkody może przynieść statyczność defensorów w polu karnym.

Nieco lepszą sytuację ma QPR. Po zmianie menedżera na Harry’ego Redknappa, znanego z Tottenhamu, Rangersi przestali notorycznie przegrywać. Po 17. długich kolejkach wreszcie zanotowali pierwszy triumf, którego ojcem był zdolny Adel Taarabt. Teraz QPR musi solidnie nadrobić straty do bezpiecznego miejsca, bo od połowy stycznia ich lider wyjedzie na Puchar Narodów Afryki.

Grudzień zwykle decyduje o spadku z ligi, ale sprawa mistrzostwa nie jest już tak jasna. Drużyny przodujące stawce w Nowy Rok dziewięć razy kończyły sezon w chwale, a 11-krotnie dawały się wyprzedzić. Trzęsące Premier League kluby z Manchesteru mają przyjemny kalendarz spotkań, więc nie powinny nagle tracić masy punktów. Mecze Manchesteru United w okresie świąteczno-noworocznym dadzą kibicom szansę na oglądanie pojedynków najdokładniejszych strzelców ligi: Robin van Persie będzie się mierzył z Michu (Swansea) i Dembą Ba (Newcastle).

Czytaj dalej…

Wynik prawdę ci powie?

Odświeżające, że w Anglii tym razem obyło się bez dziwacznych wyników 4:4, 5:3 lub innych 8:2. W momencie, którym zaczęto wątpić nad realną jakością Premier League, nadeszła kolejka solidniejszej obrony. Choć wyniki tej serii spotkań nie zawsze oddawały realny przebieg zdarzeń.

Kto by tęsknił za Darrenem Bentem skoro jest Christian Benteke

Liverpool przegrał u siebie z Aston Villą 1:3. Nici z przewidywanej passy łatwych meczów, która miała zacząć się zwycięstwem nad The Villans, a później rozłożyć się na świąteczno-noworoczne starcia z Fulham, Stoke, QPR i Sunderlandem. 1:3 na Anfield brzmi koszmarnie, trzeba to przyznać. Jednak kto widział pierwsze pół godziny tego spotkania powinien złapać się za głowę nad ostatecznym rozstrzygnięciem. Już w komentarzach do poprzedniego wpisu sugerowaliście dobry początek The Reds. Dobry to mało powiedziane. Liverpoolczycy fruwali jak jeszcze nigdy w tym sezonie. Poświadcza to osoba, która widziała każdy ich mecz Premier League 2012/13. Kombinacje i szybkość ataków napędzanych przez Raheema Sterlinga, Luisa Suareza i wreszcie ofensywnego Stevena Gerrarda musiały robić wrażenie.

The Reds nie klepali powoli krótkich podań, a każdą okazję do zaskoczenia pięcioosobowej obrony Villi (grającej w systemie 3-5-2) wykorzystywali do błyskawicznych natarć. Znakomicie w ataku wyglądał Stewart Downing z pozycji lewego obrońcy, tak samo Glen Johnson z drugiej strony.

Futbol stanowi specyficzną dyscyplinę sportu, w której drużyna zbierająca ostre cięgi, zmuszona do rozpaczliwej obrony może wciąż wygrać. Dominacja zwiększa radykalnie szansę na gole, ale o niczym nie przesądza. Jakież zdziwienie mnie ogarnęło, gdy bezbronna i błagająca o litość Aston Villa zapakowała bramkę w swojej pierwszej sensownej akcji. Christian Benteke dostał odrobinę za dużo miejsca i się stało. Dziesięć minut później zabawa się skończyła. Kapitalna kombinacja Benteke z Andreasem Weimannem zwieńczyła dzieło. Wyczyny Belga w ataku Villi nie powinny specjalnie nikogo zdziwić – jego wpływ na zespół i dużo większą wartość od Darrena Benta tłumaczyłem we wcześniejszym wpisie.

Czytaj dalej…

United łamie magiczne Etihad – analiza taktyczna

Dwa lata czekania i pękła twierdza Etihad. Obie ekipy z Manchesteru miały zupełnie inny pomysł na rozwój tego szlagieru. Nieco lepsze wyczucie miał sir Alex Ferguson, który postawił na żelazną obronę, ale równie dobrze ten dzień mógł świętować Roberto Mancini.

Formacje wyjściowe City i United

Dziś był wyjątkowy dzień, ponieważ oni nie przegrali u siebie od dwóch lat. To był fantastyczny mecz – podsumował menedżer Manchesteru United. Szkot opracował strategię, która na długie minuty zamknęła kreatywne rozwiązania „głośnych sąsiadów”.

Ferguson wyciągnął wnioski z poprzednich derbów, w których zbyt ostrożna taktyka kosztowała go mistrzostwem Anglii. W pomocy zmieścił tylko dwóch środkowych pomocników i zostawił mobilne skrzydła. Do bramki spodziewanie  (po ostatnich błędach Lindegaarda) wrócił David de Gea.

Najodważniejszą decyzją Manciniego było posłanie w bój Mario Balotelliego. Poza tym zdecydował się na sprawdzonych ludzi w systemie 4-2-3-1 znanym z poprzedniego sezonu (choć na boisku przypominało to bardziej taktykę 4-2-2-2).

1. Posiadanie nic nie znaczy

The Citizens zaczęli w pełni kontrolować grę już od pierwszego gwizdka. Przytulili piłkę na tyle mocno, że do 11. minuty byli w jej posiadaniu przez 80% czasu. Jednak powolne budowanie ataku pozycyjnego niespecjalnie zraniło przyjezdnych z Old Trafford. Skrzydłowi David Silva i Samir Nasri notorycznie ścinali akcje do środka. Na United nie zrobiło to wielkiego wrażenia (patrz punkt 2), bo byli na to świetnie przygotowani. City dramatycznie brakowało szerokości w rozgrywaniu akcji. Jeśli piłka już trafiała na boki, często szukał jej tam Balotelli, atakujący gospodarzy notorycznie przegrywali inicjowane dryblingi (wykres z pierwszej poniżej).

Nieudane dryblingi City na skrzydłach

Tempo akcji pod bramką United było tak mizerne, że cała statystyczna przewaga City wydawała się tylko zlepkiem przypadkowych cyferek. Na Twitterze ktoś słusznie zauważył, że dane posiadania piłki powinny zostać zakazane – zbyt często zakłócają realny obraz wydarzeń. Zawodnicy Manciniego może tkali wianuszki podań, ale poza jednym wizjonerskim zagraniem Silvy dawały one tylko zapowiedź czegoś, co nigdy nie nadeszło.

Czytaj dalej…

Derby Manchesteru w cytatach i numerkach

Kibic Premier League nie może wysiedzieć w krześle. Świerzbi go, kręci. Atmosfera poddenerwowania i jest ku temu zrozumiały powód. Ja niedzielę sobie zakreśliłem w kalendarzu już tydzień temu. Pierwsza część dwumeczu o mistrzostwo Anglii, derby Manchesteru. Na blogu przyszykuję w niedzielę analizę taktyczną tego meczu, więc teraz skupię się na paru liczbowych faktach, które nieco przygotują nas na hitowe granie.

Bitwa o Manchester

Mogę brzmieć śmiesznie z takim podekscytowaniem przed meczem 16. kolejki. Ale przypomnijcie sobie tylko jak ważne były wyniki derbów z zeszłego sezonu. 6:1 na Old Trafford dało City solidną zaliczkę w bilansie bramkowym, a 1:0 w rewanżu wyrównało stan punktów w tabeli.

1. Cytaty

– Przez lata brałem udział w wielu świetnych derbach, ale te zapamiętam na zawsze –  Kevin Keegan (uczestnik m.in. derbów Liverpoolu lub Newcastle-Sunderland) o starciu w Manchesterze.

– Czasami ma się głośnych sąsiadów. Trzeba przejść do porządku ze swoim życiem, włączyć telewizor i go nieco podgłośnić-  sir Alex Ferguson w najsłynniejszym cytacie o nowożytnej rywalizacji w mieście.

Jeśli to wygramy, będzie to jednym z naszych najlepszych wyników w historii. Oni są bardzo dobrym, silnym zespołem z wielkimi piłkarzami – Ferguson.

Liczba rzutów karnych, które oni dostają, 21 od zeszłego sezonu lub coś w tym stylu. Gdyby nam tyle przyznano, Izba Gmin wszczęłaby śledztwo – Ferguson (od początku sezonu 2010/11 City dostało 21 karnych. Tyle samo co United…)

Oni są naszym największym zagrożeniem. Fortuna zmieniła się w minutę, gdy Szejk Mansour przejął kontrolę. Wiedzieliśmy, że to co się wydarzy zmieni oblicze gry. Ale, jak w przeszłości, podjęliśmy wyzwanie. Zrobiliśmy tak, gdy pojawiła się Chelsea i gdy Arsenal wyprzedził Liverpool na początku lat 90-tych – Ferguson.

Nasz sezon zależy od napastników. Musimy poprawić ich występy. Nasz problem to nasi napastnicy. Zwykle, gdy ma się czterech atakujących, dwóch lub trzech nie strzela, ale jeden trafia. W tym momencie mamy czterech napastników, którzy nie mogą strzelaćRoberto Mancini.

Oczywiście, jeśli będziemy tak bronić jak w niektórych meczach, to wpadniemy w prawdziwe kłopoty przeciwko drużynie takiej jak CityRafael da Silva o ryzyku wysokiej porażki z rywalami.

Czytaj dalej…

Osiem wniosków z weekendu Premier League

Od londyńskich trenerów z bólem głowy, przez superpołowę w Reading i ważny powrót w Liverpoolu, po waleczne Kanarki. Weekend z Premier League jak zwykle dostarczył tony pytań i tematów do dyskusji. Zapraszam do prześledzenia moich ośmiu spostrzeżeń z angielskich boisk.

1. Przeciętniactwo Arsenalu

Marsz przeciwko obecnej polityce Arsenalu

Marsz przeciwko obecnej polityce Arsenalu

Arsenal nie zaczął sezonu tak źle jak teraz jeszcze nigdy za kadencji Arsene Wengera (w erze Premier League czarniejsze okazała się tylko kampania 1994/95). Lepiej było nawet przy upokarzającej inauguracji zeszłych rozgrywek, podsumowanej klęską 2:8 na Old Trafford. Nic dziwnego, że fani są poważnie rozgoryczeni. Pojawiły się już publiczne oznaki sprzeciwu – zorganizowano marsz pod hasłem „wykopania chciwości z futbolu„. Kibice łączą regularne wyprzedaże kluczowych piłkarzy i nadmierną oszczędność budżetową z siedmioletnim już brakiem sukcesów (wyrażanych w trofeach, a nie awansach do Ligi Mistrzów).

Kanonierzy siedzą obecnie na 10. miejscu w tabeli. –  Nie martwię się pozycjami. Do naszej gry musi wrócić odpowiednia jakość – zaznaczył Wenger. Jego słowa to odpowiednia krytyka dla zawodników Arsenalu. Londyńczycy nie tracą punktów przez pecha, złe decyzje sędziów lub wybitną klasę rywali. Na meczach Kanonierów w ostatnich tygodniach można złamać sobie zęby i doznać poważnych wykrzywień twarzy. Jedyny chlubny wyjątek, derby z Tottenhamem, można uznać za owoc gry prawie 3/4 spotkania w przewadze liczebnej po czerwonej kartce Emmanuela Adebayora.

Porażka u siebie ze Swansea przelała czarę goryczy. Wojciech Szczęsny musiał powybijać sporo strzałów zanim padł rażony główną bronią Łabędzi (o której w punkcie 6). Po skończeniu spotkania niezłą rozróbę w szatni wywołał asystent Wengera Steve Bould. – Zawiedliście nas i zawodzicie nas przez cały sezon – miał krzyczeć nr 2 w Arsenalu. – Nikt z was nie bierze na siebie odpowiedzialności.

2. Benitez w ślady Clougha? (nie chodzi o kolejny Puchar Europy)

Jeszcze podlejsze nastroje niż w Arsenalu panują u sąsiadów z zachodniej części stolicy Anglii. Chelsea znów dopadła jesienna depresja. Porażka z West Hamem była już siódmym kolejnym meczem ligowym bez kompletu punktów. The Blues są dodatkowo na skraju odpadnięcia z Ligi Mistrzów (jeśli wyjdą z grupy, przez miesiąc na blogu zamiast mojego avatara umieszczę facjatę Justina Biebera!). Tak złej serii w lidze Chelsea nie miała od 1995 roku – tu znowu zła dola łączy ich z Arsenalem.

Wcześniej Chelsea zdobyła 22 z 24 możliwych punktów i siedziała wygodnie na fotelu lidera. Teraz do pierwszego miejsca traci już 10. oczek i coraz bardziej wygląda na to, że w Anglii znowu ścigać będą się tylko dwa konie z Manchesteru.

W rolę ofiary dla mediów i rozwścieczonych kibiców wdzięcznie wpisuje się Rafa Benitez (bilans 0 zwycięstw, 2 remisy, 1 porażka). Zrzucanie winy na człowieka, który jeszcze dobrze nie poznał układu korytarzy w ośrodku treningowym Cobham wydaje się jednak wysoce przesadzone. Błędy Branislava Ivanovicia i Ashleya Cole’a przy trafieniach West Hamu w sobotę były wybitnie „niebenitezowskie” – on takich wpadek w obronie nie akceptuje.

Ale Benitez jest na drodze do powtórzenia scenariusza z filmu „Damned United”, w którym Brian Clough wytrwał zaledwie 44 dni u steru Leeds United (świetny obraz dla każdego sympatyka angielskiej piłki, polecam). Tam też trener przychodził do klubu na szczycie, który właśnie pozbył się ukochanego menedżera. Clough zmagał się z buntem piłkarzy, Benitez cierpi na relacjach z trybunami.

Roman Abramowicz, czy tego właśnie chcesz? – pytali kibice Chelsea obecni na Upton Park. Dla Beniteza kluczowe będzie spotkanie z Sunderlandem, po którym The Blues wylecą na Klubowe Mistrzostwa Świata. Bez kompletu punktów w najbliższą sobotę, Chelsea może wrócić z Japonii poza strefą Ligi Mistrzów i z paskudnie dużymi stratami do nadrobienia.

Czytaj dalej…

Premier League do taktycznej tablicy – 11. kolejka

Na bloga wracają analizy, które umożliwia świetna aplikacja FourFourTwo Stats Zone. Dzisiaj przyjrzymy się uważne trzem meczom Premier League. Przeanalizujemy znaczenie roszad taktycznych Manchesteru City i Liverpoolu, udowodnimy wartość Paula Scholesa i pokażemy kogo powinien obawiać się Darren Bent.

1. Za wysoką obronę

Podania przyjęte przez Aguero (lewa) i podania na spalonego City (prawa)

Manchester City obrał klarowny plan na pokonanie Tottenhamu, którego trzymał się od pierwszej do 90. minuty: prostopadłe podania za linię obrony rywali. City chcieli skorzystać na zamiłowaniu Kogutów do wysokiego ustawiania defensorów. Tak kuszące, wolne miejsce tuż przed nosem bramkarza chcieli właściwie wykorzystać.

Realizacji tej strategii sprzyjał powrót do składu Davida Silvy. Hiszpan oraz Yaya Toure specjalizowali się w kreatywnych podaniach z głębi pola na wybiegających partnerów. Widać to choćby po ruchach Sergio Aguero – znaczna większość przyjmowanych przez niego podań wymagała ruchu bez piłki. Gracze The Citizens balansowali przy tym na krawędzi spalonego. Aż ośmiokrotnie dawali się łapać w pułapki rywali (prawa strona).

Mimo to, próbowali do samego końca. Pierwszy raz ryzyko opłaciło się w 55. minucie, gdy podanie lobem Toure spadło idealnie pod nogi wybiegającego Aguero. Argentyńczyk miałby okazję sam na sam, ale kompletnie zepsuł przyjęcie piłki. Nagroda za cierpliwość nadeszła w samej końcówce. Kolejny lob Silvy trafił na stopę superrezerwowego Edina Dżeko (jego bramki po wejściu z ławki dały City już dziewięć punktów!), który już wiedział, co zrobić w takiej sytuacji.

2. Mancini trzyma się swojego…

Znaczenie zmiany Maicona (lewa) i groźne dośrodkowania Brazylijczyka (prawa)

… i wygrywa. Włoski menedżer regularnie wprowadza w życie swój plan B w postaci ustawienia 3-5-2, które krytykowali już dziennikarze, analitycy brytyjskich stacji, a nawet piłkarze (przez Micah Richardsa). Upór Manciniego okazał się zbawienny w meczu z Tottenhamem. Opisane w pierwszym punkcie podania prostopadłe stanowiły sól ataków City. Jednak jednocześnie sprawiały, że ich ofensywa była wąska jak wąwóz w Termopilach.

Lekarstwo na tę dolegliwość pojawiło się w 57. minucie w postaci Maicona. Jego znaczenie na grę w końcówce widać na lewej stronie wykresu. Zmiana Brazyliczyka oznaczała przejście z ustawienia 4-2-3-1 do 3-5-2. Od tej pory Yaya Toure mógł już spokojnie rozciągać akcje na boki. Tam czekał Maicon, który korzystał z wolnych przestrzeni. Tottenham miał wyraźne problemy z nową formą ataku City. Po stronie Maicona był osamotniony Jan Verthongen, którego nie raczył wspierać Gareth Bale. Dzięki temu Brazylijczyk z Manchesteru mógł regularnie posyłać bardzo groźne dośrodkowania z prawego skrzydła (prawa strona wykresu).

Swoją drogą, Maicon był chyba najmniej spodziewanym aktorem do roli bohatera City. W niedzielnym meczu zagrał po raz pierwszy od blisko dwóch miesięcy. Poprzednim razem wyszedł na murawę przeciwko Realowi Madryt. Kto widział tamto spotkanie, pewnie pamięta jak Cristiano Ronaldo z Marcelo zrobili z niego króliczy pasztet. Mimo to był pierwszą opcją do zmiany w starciu z Tottenhamem… Odwaga Manciniego nie zna granic.

Czytaj dalej…

Europejski kryzys Roberto Manciniego

Roberto Mancini traci grunt pod nogami. Z ikonicznego bohatera pierwszego mistrzostwa Anglii dla Manchesteru City od 1968 stał się winnym niepowodzeń w Lidze Mistrzów. O natychmiastowym zwolnieniu jeszcze nie można mówić, ale do zastąpienia Włocha na Etihad Stadiun idealnie pasuje Pep Guardiola.

Kibice City wciąż kochają Manciniego. Co mecz da się słyszeć nazwisko włoskiego trenera wrzucane do melodii „Volare”. To on swoimi sprawnymi ruchami taktycznymi, odważną wojną psychologiczną i niezłym zarządzaniem szatnią wepchnął do klubu dwa ważne trofea – Premier League i Puchar Anglii – w trzech latach rządów.

W tym sezonie Premier League City nie można wiele zarzucić. Jeszcze nie przegrali, trzymają się blisko lidera i tracą mało bramek. Jednak o zeszłorocznej dominacji nie może być mowy. W tym sezonie tylko wygrana 3:0 nad Sunderlandem odzwierciedlała w pełni potencjał The Citizens.

Mancini w furii nad decyzjami sędziego w meczu z Ajaksem

Gdyby brać pod uwagę tylko krajowe rozgrywki, nie byłoby tematu. Atmosfera na Etihad gęstnieje z okazji Ligi Mistrzów i to już drugi rok z rzędu. Porażka z Realem była minimalna. Zadecydowały przewagi Królewskich w starciu z systemem 3-5-2 City i efektywne wykorzystanie skrzydeł. Nie tu leżała przyczyna problemów. Dużo trudniej wytłumaczyć szczęśliwy remis z Dortmundem na własnych śmieciach (Joe Hart zasłużył tym meczem na podwyżkę i status boga bramki Manchesteru) oraz zawstydzający dwumecz z Ajaksem.

– Prawdopodobnie to nie nasz moment w Lidze Mistrzów. Być może Dortmund i Real są od nas lepsi, możne też Ajax – ocenił Mancini po remisie 2:2 na Etihad z mistrzami Holandii. Włoch tłumaczy się niedoświadczeniem drużyny w europejskich pucharach. Czy słusznie? Jego słowa sprawdził angielski The Guardian. Czytaj dalej…

Powiew optymizmu

Czasami męczą mnie pesymistyczne historie, wytykanie błędów i szukanie dziury w całym. Sam ponarzekałem na piłkarzy Premier League we wczorajszym wpisie. Po dziurki w uszach mam tematów o rasizmie w futbolu, którymi zapychane są sportowe sekcje angielskich gazet. Dlatego podsumowując weekend w Anglii skupiam się tylko na ośmiu dobrych, świetnych i znakomitych aspektach. Niech w umysłach wreszcie zagości niczym nie zmącony podziw dla herosów.

1. Odrodzony

Jak fantastyczną decyzję podjął Roberto di Matteo oszczędzając Juana Matę w meczach z QPR i Juventusem. Chelsea oba spotkania tylko remisowała, ale dzięki temu Hiszpan dostał trzy tygodnie na odsapnięcie od rytmu meczowego (wcześniej wykończył się kampanią Ligi Mistrzów, przygotowaniami do EURO 2012 i Igrzyskami Olimpijskimi). Powrót Maty do wyjściowej jedenastki przyniósł piorunujące efekty: 5 goli i 5 asyst w 5 zwycięskich spotkaniach (wcześniej nie zapisał się w ani jednej statystyce)!

Stali bywalcy na blogu podskórnie czują, że nie przemawiają do mnie czyste statystyki bramek. Równie ważny jest wpływ zawodnika na całość zespołu i jego rola w systemie. W minionych tygodniach Chelsea kręci się wokół Maty. Hiszpan ma rewelacyjne wyczucie przestrzeni na boisku i mózg zdolny do przetwarzania skomplikowanych ścieżek podań.

Jego zmysł rozgrywającego oraz egzekutora objawił się pełnym blaskiem przeciwko Tottenhamowi. Przy drugim golu Chelsea idealnie ustawił się przed polem karnym i precyzyjnie wymierzył strzał. Wynik meczu ustalił okradając z piłki Kyle’a Walkera i wykładając najłatwiejszą gola na tacy Danielowi Sturridge’owi. Ale prawdziwie dech w piersi odebrał przy akcji na 3:2. Wypatrzył dobrze ustawionego Edena Hazarda na środku. Bez wahania ruszył za linię obrony Tottenhamu, spodziewając się zwrotnego zagrania. Belg z Chelsea spisał się znakomicie, przecisnął zagranie w szczelinkę między nogami Kogutów i otworzył Macie drogę do siatki. Takie koronki pozwalają Romanowi Abramowiczowi poczuć sens wyrzucania gradu pieniędzy na londyński klub.

Łatwość Maty w posyłaniu podań tuż przed obroną Tottenhamu

2. Marzenie napastnika

Manchester United gra w tym roku pozbawiony dwóch tradycyjnych skrzydłowych – zwykle jedno z miejsc zajmuje człowiek uciekający w środek boiska. Ze Stoke podopieczni sir Alexa Fergusona wygrali jednak dzięki dośrodkowaniom. Wykonali ich 21 z czego 10 trafiło pod nogi lub na głowę Czerwonego Diabła.

Centry spadały w miejsca wymarzone dla każdego napastnika – za plecy obrońców, ale tuż przed nosem bramkarza. Co więcej, taką jakość wrzutek zapewniali sami napastnicy. Wayne Rooney podawał do Robina van Persiego i na odwrót, a w międzyczasie zaplątał się też Danny Welbeck. Współpraca pierwszej dwójki wygląda jak dotąd wyśmienicie, a to dopiero początek.

Szanse United były tworzone na bokach

Czytaj dalej…

Taktyczne wykresy Stats Zone – 3. kolejka EPL

Do stałego repertuaru na blogu wracają wykresy statystyczne, dostępne dzięki świetnej aplikacji FourFourTwo Stats Zone. Na ich podstawię przeanalizujemy aż osiem aspektów, w tym niesymetryczną taktykę Manchesteru United, wzorce pomocników w lidze angielskiej, czy niecodzienny pomysł na rozegranie Kanarków z Norwich.

1. Zapomniane ogniwo Man United

Nieaktywna lewa strona Manchesteru United

Nie raz wspominałem już na blogu o moich wątpliwościach co do pozycji Danny’ego Welbecka w systemie Manchesteru United. Jego pozycja w ataku mocno ucierpiała na sprowadzeniu pewnego bombardiera z Arsenalu, dlatego sir Alex Ferguson musi mu szukać miejsca w innych rejonach boiska.

Jeśli Welbeck wychodzi w podstawowym składzie, awizowany jest na lewej stronie pomocy. Gdy spojrzymy na przechodzenie United do obrony – wszystko się zgadza. Welbeck wraca jak Bóg (Ferguson) przykazał. Inaczej jest w momencie ataku pozycyjnego.

Wtedy ustawienie Manchesteru United robi się niesymetryczne jak twarz Harveya Denta z Batmana. Welbeck wchodzi na pozycję drugiego napastnika, zdecydowanie bliżej środka boiska, niejako dublując ustawienie Robina van Persiego. Na drugim skrzydle Antonio Valencia trzyma się bliżej bocznej linii i zapewnia odpowiednią szerokość ataku. Skutki widać na powyższym wykresie. Z 15 akcji strzeleckich United tylko dwie (w tym jeden rzut rożny) powstały na lewym skrzydle. Dla odmiany, prawa strona naprodukowała aż pięć sytuacji.

Gdy Welbeck gra w środku, jedyną alternatywą na lewej flance jest Patrice Evra, który, umówmy się, świetnego początku rozgrywek nie ma. Oddanie bez walki jednej z trzech stref ataku jest niebezpieczne, gdyż umożliwia rywalom wzmocnienie pozycji obronnych na częściej używanych stronach boiska, a tym samym zacieśnia przestrzeń dla ataków Czerwonych Diabłów.

2. Antidotum na kontuzję Aguero

Mobilność i wszędobylskość Teveza

Od pierwszego gwizdka nowego sezonu Carlos Tevez jest w ścisłej czołówce najlepszych graczy Premier League. Strzela, asystuje, ale największe wrażenie robi jego ruch po całym boisku. Kto uważa, że klasowy napastnik to wyłącznie łowca goli, powinien obejrzeć Teveza i zmienić mylne wrażenie. Natychmiast!

Zerknijmy na wykres podan skierowanych do Argentyńczyka. Niedawny wygnaniec z Etihad Stadium teraz przyciąga piłki w różnych strefach pola karnego niczym witryna sklepowa spłukaną zakupoholiczkę. Dodatkowo, Tevez łączy krótkie kombinacje podań na skrzydle, które umożliwiają rozluźnianie szyków defensywnych rywali.

Uraz Sergio Aguero z pierwszego meczu miał być bolesny jak kopnięcie w stół małym palcem. Z tak pracowitym Tevezem w składzie Manchester City nie musi już tak cierpieć.

3. Taką zmianę to ja rozumiem

Berbatov duuuużo pożyteczniejszy niż Petrić

Dimitar Berbatov został zepchnięty w czarną otchłań ławki rezerwowych/trybun na Old Trafford, więc słusznie poszukał szczęścia gdzie indziej. Wylądował w Fulham, dla którego sprowadzenie Bułgara ma duże szanse okazać się strzałem w dziesiątkę (nie jak wybudowanie ohydnego pomnika Michaela Jacksona przed stadionem).

Berbatov wciąż ma wybitne umiejętności. On lubi skleić piłkę, chwilę ją przytrzymać i muskać podania w swoim tempie. Man United dążący do przyspieszania gry niezbyt przychylnie patrzył na artyzm Bułgara. Jednak jego zagrania siały spore zagrożenie w szeregach West Hamu.

Nowy atakujący Fulham pojawił się na boisku w drugiej połowie przy stanie 0:3. Mimo to potrafił wykreować aż pięć okazji strzeleckich dla swoich kolegów – głównie wykładając piłkę przed pole karne Hugo Rodalledze. Dla porównania, Mladen Petrić, który ustąpił miejsca na boisku Berbatovowi, przez 45 minut zdołał wykrzesać raptem 4 celne podania w strefie ataku (nie mówimy o tworzeniu sytuacji bramkowych, a samych podaniach)! Ktoś chyba straci miejsce w wyjściowym składzie, panie Petrić…

4. Wszechstronność zawsze w cenie

Świetny Noble po obu stronach boiska

Abou Diaby był znakomity w środku pola przeciwko Liverpoolowi, ale nagrodę najlepszego pomocnika kolejki zgarnia Mark Noble. 25-latek z West Hamu zaprezentował modelową charakterystykę piłkarza, określanego w Anglii mianem „box-to-box”, czyli zawodnika pracującego pod własnym polem karnym i bramką przeciwnika.

Potwierdzają to wykresy. Po lewej – odbiory, czyli idealne 7/7. Wślizgi Noble’a były wymierzone co do milimetra i skutecznie uprzykrzały życie rozgrywającym Fulham. Z drugiej strony – podania, czyli prawie idealne 79/81. Anglik stabilizował środek pola, rozpoczynał akcje własnej drużyny i nawet sam kreował ataki. Dwa niecelne zagrania można mu wybaczyć, tym bardziej, że jedno było nadmiernie ambitne.

5. Pan bezbłędny (niemal)

Chirurgiczne podania Joe Allena

Pozycja w strefie spadkowej Liverpoolu mówi wiele, ale nie wszystko. The Reds wcale nie grają tak beznadziejnie, jak wskazuje dorobek punktowy. Są w środku taktycznej rewolucji i ciosy w zęby zbierają głównie po indywidualnych błędach ludzi, którzy nowego systemu się dopiero uczą.

Jednym z promyków nadziei jest Joe Allen. On zna strategię Brendana Rodgersa w stopniu takim, że gdyby otworzono wydział „Rodgersologia stosowana” na uniwersytecie, on zostałby dyrektorem katedry. Widać to po jego statystykach podań. Według Opta Sports, Walijczyk wykonał najwięcej dokładnych długich piłek (31) niż jakikolwiek inny zawodnik Premier League w tym sezonie. Pomylił się tylko raz, co daje średnią 96,9% dokładności dalekich piłek.

Najlepszy dowód daje starcie z Arsenalem. Szczególnie imponujące są jego precyzyjne rozrzucenia gry na prawą stronę, gdzie wysoko po boisku biega Glen Johnson. Takie podanie jeszcze nie stwarza bezpośredniego zagrożenia, ale znacząco zwiększa płynność rozegrania. W sytuacji Liverpoolu, dobre i to.

6. Przeciwko Norwich trzeba się nagłowić

Bezpośredni styl Norwich

Oglądając mecz Tottenhamu i Norwich nie umiałem pozbyć się wrażenia, że Kanarki za wszelką cenę usiłują jak najszybciej przemieszczać piłkę w strefę ataku. Wręcz gardzili klepaniem przez nogi środkowych pomocników. Stąd (widoczna po lewej stronie) mnogość długich piłek, głównie w kierunku mniej obstawionych skrzydeł. Niechęć do rozgrywania piłki środkiem jest w tym przypadku wyjątkowo dobrze widoczna.

Dużo niecelnych podań Norwich znalazło się w centrum boiska. Czemu? Rozwiązanie tej zagadki w dużej mierze przynosi prawa część wykresu. Otóż przy walce w powietrzu niesamowicie spisał się Jan Vertonghen – jego 11 wygranych główek to rekord weekendu w pięciu najlepszych ligach Europy.

7. Skrzydłowy?

Lallana w poszukiwaniu strzału

Myślę, że każdy widz meczu Southampton – Manchester United dostrzegł gracza, o którym teraz mowa. Adam Lallana był wyjątkowo dynamiczny i on najczęściej wyprowadzał akcje Świętych z własnej połowy.

Dość rozpowszechnionym trendem w Premier League staje się ścinanie skrzydłowych do środka pola (Everton, Tottenham, Newcastle, itp.). Ale Lallana posunął się do sytuacji ekstremalnej.

Na lewej stronie wykresu można dostrzec, że wszystkie podania w okolicach pola karnego United zebrał w środkowej strefie. Nic dziwnego zatem, że jego cztery próby strzałów także pochodziły ze tej części boiska. Jedynie w głębi pola Lallana decydował się trzymać  bliżej boku boiska. Skrzydłowy, który brzydzi się skrzydeł? Świat staje na głowie…

8. Stempel na każdej akcji

Carrick dominuje środek pola

Na koniec kolejne kuriozum ze spotkania na St. Mary’s Stadium. Michael Carrick tak bardzo stęsknił się za grą w pomocy, że chwytał się każdej okazji do rozegrania piłki. Anglik wykonał w meczu aż 126 podań. Następny na liście najczęściej podających, Morgan Schneiderlin z Southampton, zaliczył prawie połowę mniej zagrań. Może próby Carricka skupiały się głównie na utrzymywaniu posiadania i oddawania piłki najbliższemu koledze, ale wciąż różnica jest powalająca. Tego wymaga się od gracza-metronoma w ofensywie. Nie wierzycie? Spytajcie Sergio Busquetsa w Barcelonie. On coś na ten temat wie.